"Katze"
Opowiadanie
Wszystko zaczęło mnie nudzić. Ludzkie spojrzenia, ludzkie
oddechy, ludzkie płacze i śmiechy. Oj, chwila chwila… To znaczy, że zaczęli
mnie nudzić ludzie.
Mam jakieś dziwne wrażenie, że dawniej byłem ciekawszy od
nich. Bardziej żywiołowy, ruchliwy. Lepszy, ot co. Już tydzień obserwuję Berlin
i nic godnego mej uwagi nie miało miejsca. A ten niemiecki… Agh, aż mnie ciarki
przechodzą. W sumie znam większość języków. Miałem sporo czasu, by móc się ich
nauczyć. Och, taki ze mnie szalony podróżnik.
Siedzę tak na gałęzi drzewa, obserwując otwarte okno. Jakiś
dzieciak lata po pokoju ze swoimi zabawkami. Samotność mu doskwiera, nie ma co.
Rodzice powinni postarać się o rodzeństwo dla niego. Opieram twarz na dłoniach,
przekrzywiając ją lekko na bok. Dzieci. Jako dziecko bałem się kotów. I w sumie
nadal się ich boję. Podczas wizyty u mojej babci, jej jakże wspaniały pan
Mruczu-Mruczu-Drapie-Mruczek nieźle pokiereszował mi twarz. Paskudne
stworzenie, żeby tak rzucać się na małego człowieka. To nie tak, że ja go
ciągnąłem za ogon czy coś… A nawet jak tak, to koty są durne!
- Klaus! – zapewne matka
woła syna na obiad. Dziecko rzuca zabawki na łóżko i w podskokach zbiega na
dół. No ja nie moooogę…. Jedyna atrakcja poszła się nażreć. No wspaniale.
Siedzę i gapię się w okno, w dalszym ciągu znudzony. Teraz to już kompletnie
nie mam zajęcia.
Hryyy… Hryyy… Z-zaraz zaraz!
Ja wcale nie przysypiam! T-To tylk…
Co się dzieje.
Tylko na chwilę zmrużyłem oczy, a na parapecie pojawił się
kot! Najwyraźniej wlazł jakoś po meblach i usadowił swój rudy zadek na
parapecie. Chyba się we mnie wpatruje… Tak. On się na mnie wręcz g a p i.
- Sio mendo, no sio!
Nikt cię tu nie chce, ty niemiecki Garfieldzie! – syczę do niego, odsuwając się
ostrożnie w tył. A co robi ten zawszony futrzak? Podnosi swój zad i przeskakuje
z parapetu na najbliższą gałąź. Aż się dziwię, że grawitacja nie zadziałała i
nie spadł na dół! Jakby tak poleciał te dwa piętra w stronę betonu…
Och. Nie.
Pech chciał, by to była gałąź drzewa, na którym teraz
siedzę.
Och. Nie.
Te rude parszystwo tutaj lezie.
Och. NIE.
Nie mam się gdzie odsunąć, a on jest coraz bliżej.
- ZOSTAW MNIE W
SPOKOJU, MENDOOOO!
Zszokowany kot zatrzymuje się, kilkanaście centymetrów ode
mnie. Zaczyna łypać tymi swoimi zielonymi oczyskami i przekręca głowę na boki.
No co, no co, co taki zdziwiony, no co? Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, kot…
Zaczyna się drzeć. Nie wiem, czy koty mogą się wydzierać w ten ludzki sposób,
ale ten pchlarz zaczął miauczeć jak nienormalny i kiwać głową na boki.
- Zaaaaamkniiiiij
pyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyysk! – jęczę, przytykając uszy. Wcale nie panikuję,
wcale nie panikuję… NO ALE KURCZE, KOT, KOT! Moja największa fobia siedzi na
wyciągnięcie ręki i drze się, jakby chciała mnie zaraz zabić. Tu i teraz.
Tup tup tup tup o majne Tifajne zajne!
Niemka z synem musieli przerwać spożywanie obiadu i
przybiegli do okna, by zobaczyć, co się dzieje z kotem. Wystraszone dziecko
zaczyna płakać, matka wyciąga w stronę kota drżącą rękę i stara się go
przywołać.
W sumie mogłaby mnie poprosić o pomoc.
Ojej, zapomniałem. Przecież ja nie żyję i tylko idiotyczne
zwierzątka mogą mnie zobaczyć.
"Katze"
Koniec
Ciekawe opowiadanie trzymające w napięciu do ostatniego słowa :) Oby tak dalej ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za miłe słowa! ^u^ Nawet nie wiesz, jak bardzo motywują mnie do dalszego pisania. Dziękuje raz jeszcze i również pozdrawiam!
Usuń