"Bajka o naiwnym lisie"
Rude stworzenie, kurkę przyduszając,
W smukłym pysku posoką zachlapanym,
Biegło szybciutko, się wkoło rozglądając,
Za miejscem na kryjówkę idealnym.
Lis pewien, co zwykł był omijać sady czerwone,
Tym razem wściubił nos swój między drzew konary,
Dojrzał postać niewielką, o plecach zgarbione,
A na orlim jej nosie siedziały okulary.
Zwierzę dobrze rozpoznające postać człowieka,
Łapę w tył prędko z mądrości postawiło,
Chwila zastanowienia, przez chwilę tak zwleka,
Aż w końcu coś się w głowie jego rozjaśniło.
„Przecie to starzec, stworzenie, co życiem zmęczone,
Z pewnością nie schwyta tak prędkiego, jak ja,
Czym prędzej przemknę obok, a oczy przymrużone,
Nawet nie zauważą rudego ogona.”
Więc zbiera w sobie siły, mięśnie napręża,
Czym prędzej rzuca się w cwał.
I zanim zielona źrenica się zwęża,
Wnet starzec lisa dorwał.
„Och, ty mój miły, co tutaj zmykałeś,
Myśląc, że jak ja dziad, to tyś by zwiał,
Chyba przez mgłę głupoty nie zauważałeś,
Żem jeszcze słuch dobry miał.”
~ Wiktoria Debra