Bezsilność. To
właśnie czułem przemierzając bezkresne zielone pola. Nie mogłem nic zrobić, by
powstrzymać ból, z coraz bardziej krwawiącej lewej nogi. Moje ubranie,
wcześniej biało-granatowe, teraz, w okolicy lewego kolana było całe czerwone.
Byłem tak wycieńczony i tak głodny, że kręciło mi się w głowie, a czasami
czułem jak tracę grunt pod stopami. Najchętniej położyłbym się teraz na tej
miękkiej, zielonej trawie i pozostał już na zawsze.
A w zasadzie do czasu, gdy
mnie znajdą. Wtedy już będę pewny, że zakończyła się moja ziemska
wędrówka. Nie mogłem już dalej iść, bo
każdy następny krok sprawiał mi coraz większy ból. Spojrzałem na cudowny widok
wiosennych pól. Trawa coraz bardziej się zieleniła, a drzewa nabierały coraz to
więcej liści… Wydawało mi się, że jestem na tym świecie zupełnie sam. Jakby
nikt oprócz mnie nie istniał. Z pewnością myślałbym tak dalej, gdyby nie to, że
dostrzegłem mały drewniany domek, który znajdował się pośrodku wielkiej polany.
Nie zastanawiałem się ani chwili. Odwróciłem się za siebie, żeby sprawdzić, czy
widać jeszcze obóz. Odetchnąłem z ulga, gdy nie dostrzegłem ani śladu mojego
dawnego nędznego życia. Ostatkiem sił pobiegłem przed siebie, jak najszybciej,
żeby tylko ktokolwiek mi pomógł. Kuśtykając, wbiegłem po schodach po czym
zapukałem do drzwi. Nieważne, kto znajdował się w środku, najważniejsze, żeby
choć na chwilę udzielił mi schronienia. Drzwi otworzył mi jakiś starszy, bardzo
wychudzony mężczyzna. Zza jego okularów z grubymi czarnymi oprawkami,
spoglądały na mnie ciemne, głęboko osadzone oczy. Czułem jednak, że jest on
dobrym człowiekiem. Jego wąskie usta ułożyły się w delikatny uśmiech. Spojrzał
na mnie i powiedział bardzo spokojnym tonem:
- Niech się pan nie
trwoży. Jestem swój, Polak. I wiem dobrze dlaczego pan tu przychodzi.
Rzekł te słowa tak,
jakbyśmy się znali przynajmniej od dziesięciu lat. Po raz pierwszy od wielu
miesięcy poczułem się bezpiecznie.
- Jest pan pewien ?
–zapytałem jąkając się lekko – Ale ja uciekłem z obozu… Jestem piątym kołem u
wozu – wystraszyłem się przez chwilę, że mężczyzna każe mi opuścić jego dom.
- To, że jest pan uciekinierem
z obozu nie oznacza, że jest pan kimś złym. Wygląda mi pan na człowieka z krwi
i kości. Jak my wszyscy. Ale może nie stójmy tu w progu – gestem pokazał mi,
żebym wszedł do środka – Zapraszam.
Byłem bardzo
zaskoczony. Od bardzo długiego czasu tak naprawdę nie doświadczyłem takiej
dobroci od drugiego człowieka. Gdy wszedłem do jego domu, od razu poczułem
uderzenie ogromnego ciepła. Wszyscy
zgromadzili się w jednym pokoju i w jednej chwili spojrzeli na mnie w
ten sam sposób. I dobrze wiedziałem dlaczego. Uciekinierzy nigdy nie są mile widziani. Na zielonej,
bardzo obskurnej sofie siedziała starsza kobieta, jak podejrzewałem, żona pana
domu i czwórka o wiele młodszych, od tego człowieka i jego żony osób. Dwoje
mężczyzn i dwie kobiety.
- Usiądź proszę i
rozgość się, mój drogi – powiedział, po czym skinął głową na swoją żonę.
Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i wyszła z pokoju. Po chwili przyniosła talerz
gorącej zupy, kilka kromek chleba, ćwiartkę kiełbasy, ubrania i bandaż.
Owijając mi obolałą i zakrwawioną nogę, żona starszego człowieka wciąż
spoglądała na mnie z delikatną odrazą. Gdy tylko skończyła, a ja przebrałam się
w nowe ubrania, prędko zabrałem się do pałaszowania. Nie oglądałem się nawet
zbytnio co jem. Wpakowałem do swych ust jak najszybciej ciepły płyn, kilka
kromek chleba i kiełbasę. Nie wiedziałem jak wynagrodzę temu człowiekowi i jego
rodzinie takiej dobroci. Wiem, że nie jestem tu pożądany. Ale ja po prostu
staram się walczyć o własne życie.
- Tutaj masz adres do
mojego kolegi. On załatwi ci fałszywe papiery. Stąd wystarczy pójść prosto i
dotrzesz do miasta, a tam sobie już poradzisz – powiedział mężczyzna.
Wszystko szło po
mojej myśli, gdy nagle usłyszałem zza otwartego okna, głosy niemieckich
żołnierzy i głośne szczekanie owczarków. Są już blisko.
- Chowaj się szybko !
– wrzasnął, po czym pokazał mi schody do ciasnej piwniczki.
Zbiegłem jak
najszybciej na dół. Bałem się ? Gdzie jest ten człowiek, którego nawet imienia
nie znam i cała jego rodzina ? Usłyszałem na górze kroki sześciu żołnierzy.
Potem nastąpiła głucha cisza i nagle sześć głośnych strzałów z pistoletów
zakłóciło moje myślenie. Przez małe okienko zobaczyłem, jak żołnierze razem z
psami odjeżdżają i zostawiają mnie tutaj samego. Gdy ich pojazdy były już
wystarczająco daleko, wyszedłem przez małe drzwiczki w piwnicy. Trzymałem w
ręku pożółkłą karteczkę na której było napisane: „Wacław Kramkowski, ulica
Wrzosowa 17”. Zostawiłem za sobą ciała sześciu niewinnych ludzi, po czym
ruszyłem naprzód. Płakałem. Nawet powietrze było cięższe niż dotychczas.
~Kate Moore
Podziwiam cię za to że potrafisz pisać o tak trudnych rzeczach tak niesamowicie. Masz naprawdę wielki talent tylko szkoda że tak mało ludzi na razie go dostrzegło :v
OdpowiedzUsuńCud to jednym słowem ARCYDZIEŁO!!!
OdpowiedzUsuńWtorek?Dlaczego wtorek??? Gdybym miała możliwość to chciałabym przeczytac 'Cud' już dzis! Akcja zaczyna nabierać tępa i pojawiły sie w koncu dialogi które może nie są jakoś rozbudowane ale w tym tkwi cały fenomen tego fan fiction. CUDownie :)))
OdpowiedzUsuń"Wygląda mi pan na człowieka z krwi i kości. Jak my wszyscy." Bardzo mądre słowa i świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńNigdy nie myślałam że aż tak bardzo zakocham się w jakimś opowiadaniu <3 Brawo
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać ten rozdział z ogromnym uśmiechem na ustach i niedowierzaniem że są jeszcze ludzie którzy potrafią tak pięknie pisać w erze komputerów i wszystko było super do momentu gdy rozdział się skończył. Potrafisz hipnotyzować swoim stylem pisania i zarażasz wszystkich taką dobrą energią mimo że piszesz o rzeczach niekoniecznie pozytywnych. Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńBardzo ładne i treściwe opowiadanie, a w dodatku wiele ciekawych sentencji. Kocham czytać cokolwiek z okresu II Wojny Światowej więc to jak najbardziej przypadło mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać następnych rozdziałów!!!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twój styl pisania, Kate. Jest taki jedyny w swoim rodzaju, wnikliwy, ale też tajemniczy. Chyba zaczynam się zakochiwać w tym opowiadaniu :))
OdpowiedzUsuń