czwartek, 31 lipca 2014

52. "Skrzypek" - Rozdział 9


Chciałabym, abyście dobrze mnie zrozumieli, czytając tę historię.

Ja po prostu boję się, że pewnego dnia najzwyczajniej w świecie zapomnę o skrzypku, który nadał mojemu istnieniu jakiekolwiek, nawet najmniejsze znaczenie.

Spisywałam już bardzo wiele opowiastek i spostrzeżeń na temat ludzi z różnych epok. Pisałam o niewiarygodnie pięknej szlachciance, żyjącej na ogromnym dworze, o prezydencie, który dbał o przyszłość swojego kraju, wspominałam również o bezimiennych bohaterach, którzy zginęli walcząc o pokój. 

Problem polegał tylko na tym, że żadna z tych historii nie została zakończona.

Brakowało mi po prostu odwagi i zapału na to, aby skończyć to, co zaczęłam.

Kartki zeszytu zdążyły już pożółknąć w tych wszystkich zeszytach, atrament od wiecznego pióra pobladł i nie byłam nawet w stanie przeczytać moich zapisków.

I właśnie wtedy spotkałam Matthewa, zapominając o tym, że pisałam kiedyś o innych ludziach.

Zdecydowałam, że jego historię też spiszę.

Nie wiem czy uda mi się ją jednak dokończyć.

Ale jeśli czytacie już te słowa, wiedzcie, że nie pozostało już dużo.

Wystarczyło jedynie zapełnić słowami tylko kilka kartek i posłać do niebios, aby rozbiły się tam na pojedyncze literki i spadły na ziemię w postaci małego deszczu.

Już naprawdę niedługo…

Matthew ściskał w ręku smyczek i delikatnie nim poruszał, pozwalając strunom wydobyć cudowny dźwięk.

Była późna jesień 1944 roku.

Liście już dawno zdążyły spaść z drzew, konary stały się puste, łyse i bez wyrazu, a trawa nienaturalnie pożółkła, nie pozwalając zabarwić się  soczystą zielenią. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, tymczasem ciężkie, szare chmury wlokły się w żółwim tempie po wzburzonym niebie.

Młodzieniec grał właśnie w cukierni pani Hilfgöfter, wdychając przyjemny zapach świeżo upieczonych ciasteczek i czekoladowego tortu pokaźnych rozmiarów.

Giselle siedziała naprzeciwko swojego chłopaka ubrana w jasną łososiową sukienkę i uśmiechała się do niego bezustannie.

Bursztynowe i błękitne oczy spotkały się i połączyły w jednym spojrzeniu na całą wieczność.

Nie było tam żadnych ludzi.

Tylko Matthew i Giselle.

Tylko ich piękne dusze.

Słowa były  w tamtym momencie zbędne, bo czy cisza nie wyraża najlepiej uczuć tlących się zgodnie w czystych sercach tych kochanków ?

Cisza i muzyka.

Tylko one w tej chwili liczyły się najbardziej.

- Dla Giselle- powiedział po chwili Matthew, kładąc skrzypce na stół – Dla mojej Giselle, która obchodzi dzisiaj dwudzieste urodziny – podszedł do niej, uklęknął i założył jej na serdeczny palec złoty pierścionek z wygrawerowanym napisem: „Miłość jest cudem”.

Przytulił ją mocno, wyczuwając intensywną woń jej perfum w swych nozdrzach.

Ach tak.

Dzisiaj są dwudzieste urodziny Giselle.

Oboje bardzo się zmienili od mojego pierwszego spotkania z nimi.

Mogłabym przysiąc, że jeszcze niedawno widziałam malutką Giselle, leżącą w drewnianej kołysce i śniącej o wszystkich swoich dziecinnych marzeniach.

A dziś ?

Dzisiaj Giselle jest już kobietą.

Jej umysł myśli zupełnie inaczej, uczucia figlują jeszcze bardziej,  a serce kocha o wiele mocniej.

Matthew również ogromnie się zmienił.

Choć ta niewymowna wrażliwość wciąż w nim pozostała. Ona wciąż w nim żyła każdego dnia i wcale się jej nie bał, tylko przyjmował ją z akceptacją.

Młodzieniec zagrał jeszcze kilka powolnych utworów, po czym zabrał od pani Hilfgöfter paczuszkę ciasteczek, którą później zaniesie do domu, chwycił futerał ze skrzypcami  i wraz z Giselle ruszyli do jej domu.

Było mi bardzo przykro, że prześliczne serce Matthewa będzie musiało przeżyć to, co wydarzy się za dosłownie sekundę.

On zdecydowanie nie zasługiwał na takie traktowanie.

W drzwiach powitał ich wtedy pan Schwarz. Jego wyraz twarzy zawsze odrzucał od siebie poczciwych i sprawiedliwych ludzi, dlatego nie lubiłam go odwiedzać.

Może to ze strachu, a może to dlatego, że brzydziłam się przepowiadać przyszłość tak niewdzięcznej i niemiłosiernej osobie jak on.

To było bardzo smutne, jak serce jakiegoś człowieka może zmienić się z powodu pieniędzy.

Ojciec Giselle spojrzał na nich i  gdy chcieli już wejść, rzekł stanowczo:

- Moja droga, to przyjęcie zostało zorganizowane specjalnie dla ciebie.

Dziewczyna złapała mocno za futrynę drzwi i powiedziała:

- I co z tego ? Bardzo dobrze wiesz, że Matthew jest moim chłopakiem i nie wyobrażam sobie tego przyjęcia bez niego.

Podniosła brwi wysoko do góry, a na jej twarzy malowało się niemałe zdenerwowanie.

Pan Schwarz jeszcze raz zmierzył skrzypka swoim krzywdzącym wzrokiem i odparł:

- A co on ma ci do zaoferowania ? – po czym spostrzegł na palcu swojej córki pierścionek, złapał ją za rękę i dodał – Jakąś tandetną biżuterię bez wyrazu ? Giselle, wejdź do domu i spędźmy wesoło te urodziny. Bez niego – powiedział wskazując drwiąco palcem na młodzieńca.

I Giselle, i ja, i Matthew zamarliśmy w bezruchu, nie mogąc pojąć jego słów.

Dostrzegłam, że Giselle była już bliska łez, bo jej oczy subtelnie wypuściły  kilka słonych kropel.

Ile trzeba mieć w swym sercu nienawiści, by na tak haniebnej podstawie go osądzać ?

Jakim trzeba być człowiekiem, aby nie rozumieć tak  wielkiej potęgi miłości ?

Jakie trzeba mieć serce ?

Giselle ścisnęła mocniej rękę młodzieńca, po czym wykrzyknęła gdzieś nad głową swojego ojca:

- Obchodź sobie te urodziny sam ! Nie chcę spędzić tego dnia bez Matthewa !

Jej ojciec roześmiał się szyderczo i powiedział :

- Giselle, przecież ustaliliśmy, że ten wieczór spędzamy tylko we trójkę, tak ? Tylko ty, ja i mama. Tak miało być, pamiętasz ? A więc w tej chwili wracaj na górę ! – ostatnie zdanie wykrzyczał jej prosto w twarz, zostawiając na niej niemałe zdziwienie.

Dziewczyna i skrzypek zaczęli się powoli wycofywać, schodząc w dół. Łzy Giselle zaczęły spływać na ziemię, pozostawiając na niej słone krople.

- Możesz próbować zmienić mój charakter – zaczęła Giselle, choć wiedziałam, że płacz nie pozwala jej na wypowiedzenie żadnych słów – Możesz próbować zmienić mój wygląd i wszystko co z nim związane, ale nie zmienisz mojego serca. I w żaden sposób nie sprawisz, że przestanę kochać Matthewa. Nie możesz zmienić moich  uczuć . Po prostu nie możesz – ton jej głosu stał się nagle spokojny, ale wciąż nie mogła powstrzymać płaczu.

To zabawne, że dzień, który miał być piękny zamienił się dla nich obojga w istny koszmar.

Wybiegli razem za furtkę i popędzili przed siebie, trzymając się za ręce i słysząc w oddali głośne wrzaski ojca Giselle, który wciąż wykrzykiwał jej imię.

Biegli, biegli i biegli, wcale nie zważając na przechodniów, którzy patrzyli na nich z osłupieniem. Na niebie pojawiła się gęsta noc wypełniająca po brzegi całą przestrzeń. Znaleźli się na jednym z wielu mostów, które łączyły ze sobą dwie strony miasta i bez słów usiedli na ławce.

Przez chwilę dyszeli głośno, aż w końcu Giselle powiedziała, cedząc słowa przez sito łez:

- Wybacz mi, Matthew. Wybacz mi, że mój ojciec tak bardzo cię nienawidzi. Nie powinnam była tam w ogóle z tobą iść – dziewczyna spojrzała na młodzieńca siedzącego tuż obok niej.

Dostrzegłam na dnie jego cudownego serca tylko jedno pragnienie.

Chciał zamknąć Giselle w swoich ramionach i nigdy już nie pozwolić jej z nich wyfrunąć.

Pocałował ją w usta, pozwalając, aby dziewczyna położyła swoją głowę na jego ramieniu. Trwali tak, ignorując ludzi, którzy ich mijali, głośne samochody i cały ten niepotrzebny zgiełk miasta.

Wpatrywali się jedynie w poświatę księżyca w pełni, który odbijał się od nieba pozostawiając swój ślad na tafli przezroczystej rzeki.

Ich dwa cenne serca były przepełnione ciepłem i radością ze wspólnego bycia razem.

- Dzień, w którym zobaczyłem cię po raz pierwszy, był najpiękniejszy w całym moim dotychczasowym życiu – powiedział Matthew, przerywając ciszę, która nawet wtedy nie była taka niezręczna.

- A ja dziękuję Bogu, że cię spotkałam. Nigdy o tobie nie zapomnę. I nawet gdybym miała powstać z martwych  jeszcze wiele razy i żyć w  wielu wcieleniach, widząc twarze wielu ludzi, tak naprawdę tylko twoja będzie mi znajoma. Wierzę, że nasza miłość będzie wieczna, kochanie. I nic nigdy jej nie złamie – powiedziała Giselle.

Czułam w tych słowach wewnętrzne oddanie i spokój.

Może ona wiedziała, że nadchodzi właśnie coś, co już na zawsze odmieni jej życie ?

I może wyczuwała, że to wcale nie będzie dla nich dobre?  

Ale czy przyszłość  można w jakikolwiek sposób zmienić?

Uwierzcie mi, że w żaden sposób nie można tego zrobić.

Gdyby można było, właśnie w taki sposób zakończyłabym tę historię. Pozwoliłabym tym dwóm nieszczęsnym duszom żyć już na zawsze ze sobą.

Zmieniłabym wtedy tok historii całego świata i nie dopuściłabym do tego, aby wydarzyło się wszystko to, co dane jest mi opisywać na kolejnych stronach.

Tamta noc, którą Matthew i Giselle przesiedzieli na ławce, wpatrując się w ciemną przestrzeń między nimi, dała mi do myślenia, że ich miłość naprawdę będzie trwała wiecznie.

I nigdy nie zginie.

Boję się otworzyć kolejną stronę, bo dobrze wiem co tam na mnie czeka.

Po raz ostatni spojrzałam na Matthewa i Giselle wtulonych w siebie i odczytałam napis na pierścionku jasnowłosej dziewczyny:
„Miłość jest cudem.”

~Kate Moore

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz