Chciałabym, abyście
dobrze mnie zrozumieli, czytając tę historię.
Ja po prostu boję się,
że pewnego dnia najzwyczajniej w świecie zapomnę o skrzypku, który nadał mojemu
istnieniu jakiekolwiek, nawet najmniejsze znaczenie.
Spisywałam już bardzo
wiele opowiastek i spostrzeżeń na temat ludzi z różnych epok. Pisałam o
niewiarygodnie pięknej szlachciance, żyjącej na ogromnym dworze, o prezydencie,
który dbał o przyszłość swojego kraju, wspominałam również o bezimiennych
bohaterach, którzy zginęli walcząc o pokój.
Problem polegał tylko na
tym, że żadna z tych historii nie została zakończona.
Brakowało mi po prostu
odwagi i zapału na to, aby skończyć to, co zaczęłam.
Kartki zeszytu zdążyły
już pożółknąć w tych wszystkich zeszytach, atrament od wiecznego pióra pobladł
i nie byłam nawet w stanie przeczytać moich zapisków.
I właśnie wtedy
spotkałam Matthewa, zapominając o tym, że pisałam kiedyś o innych ludziach.
Zdecydowałam, że jego
historię też spiszę.
Nie wiem czy uda mi się
ją jednak dokończyć.
Ale jeśli czytacie już
te słowa, wiedzcie, że nie pozostało już dużo.
Wystarczyło jedynie
zapełnić słowami tylko kilka kartek i posłać do niebios, aby rozbiły się tam na
pojedyncze literki i spadły na ziemię w postaci małego deszczu.
Już naprawdę niedługo…
Matthew ściskał w ręku
smyczek i delikatnie nim poruszał, pozwalając strunom wydobyć cudowny dźwięk.
Była późna jesień 1944
roku.
Liście już dawno zdążyły
spaść z drzew, konary stały się puste, łyse i bez wyrazu, a trawa nienaturalnie
pożółkła, nie pozwalając zabarwić się
soczystą zielenią. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, tymczasem
ciężkie, szare chmury wlokły się w żółwim tempie po wzburzonym niebie.
Młodzieniec grał właśnie
w cukierni pani Hilfgöfter, wdychając
przyjemny zapach świeżo upieczonych ciasteczek i czekoladowego tortu pokaźnych
rozmiarów.
Giselle siedziała naprzeciwko swojego chłopaka ubrana w jasną łososiową
sukienkę i uśmiechała się do niego bezustannie.
Bursztynowe i błękitne oczy spotkały się i połączyły w jednym spojrzeniu
na całą wieczność.
Nie było tam żadnych ludzi.
Tylko Matthew i Giselle.
Tylko ich piękne dusze.
Słowa były w tamtym momencie
zbędne, bo czy cisza nie wyraża najlepiej uczuć tlących się zgodnie w czystych
sercach tych kochanków ?
Cisza i muzyka.
Tylko one w tej chwili liczyły się najbardziej.
- Dla Giselle- powiedział po chwili Matthew, kładąc skrzypce na stół –
Dla mojej Giselle, która obchodzi dzisiaj dwudzieste urodziny – podszedł do
niej, uklęknął i założył jej na serdeczny palec złoty pierścionek z
wygrawerowanym napisem: „Miłość jest cudem”.
Przytulił ją mocno, wyczuwając intensywną woń jej perfum w swych
nozdrzach.
Ach tak.
Dzisiaj są dwudzieste urodziny Giselle.
Oboje bardzo się zmienili od mojego pierwszego spotkania z nimi.
Mogłabym przysiąc, że jeszcze niedawno widziałam malutką Giselle, leżącą
w drewnianej kołysce i śniącej o wszystkich swoich dziecinnych marzeniach.
A dziś ?
Dzisiaj Giselle jest już kobietą.
Jej umysł myśli zupełnie inaczej, uczucia figlują jeszcze bardziej, a serce kocha o wiele mocniej.
Matthew również ogromnie się zmienił.
Choć ta niewymowna wrażliwość wciąż w nim pozostała. Ona wciąż w nim żyła
każdego dnia i wcale się jej nie bał, tylko przyjmował ją z akceptacją.
Młodzieniec zagrał jeszcze kilka powolnych utworów, po czym zabrał od
pani Hilfgöfter paczuszkę ciasteczek, którą później zaniesie do domu, chwycił
futerał ze skrzypcami i wraz z Giselle
ruszyli do jej domu.
Było mi bardzo przykro, że prześliczne serce Matthewa będzie musiało
przeżyć to, co wydarzy się za dosłownie sekundę.
On zdecydowanie nie zasługiwał na takie traktowanie.
W drzwiach powitał ich wtedy pan Schwarz. Jego wyraz twarzy zawsze
odrzucał od siebie poczciwych i sprawiedliwych ludzi, dlatego nie lubiłam go
odwiedzać.
Może to ze strachu, a może to dlatego, że brzydziłam się przepowiadać
przyszłość tak niewdzięcznej i niemiłosiernej osobie jak on.
To było bardzo smutne, jak serce jakiegoś człowieka może zmienić się z
powodu pieniędzy.
Ojciec Giselle spojrzał na nich i gdy chcieli już wejść, rzekł stanowczo:
- Moja droga, to przyjęcie zostało zorganizowane specjalnie dla ciebie.
Dziewczyna złapała mocno za futrynę drzwi i powiedziała:
- I co z tego ? Bardzo dobrze wiesz, że Matthew jest moim chłopakiem i
nie wyobrażam sobie tego przyjęcia bez niego.
Podniosła brwi wysoko do góry, a na jej twarzy malowało się niemałe
zdenerwowanie.
Pan Schwarz jeszcze raz zmierzył skrzypka swoim krzywdzącym wzrokiem i
odparł:
- A co on ma ci do zaoferowania ? – po czym spostrzegł na palcu swojej
córki pierścionek, złapał ją za rękę i dodał – Jakąś tandetną biżuterię bez
wyrazu ? Giselle, wejdź do domu i spędźmy wesoło te urodziny. Bez niego –
powiedział wskazując drwiąco palcem na młodzieńca.
I Giselle, i ja, i Matthew zamarliśmy w bezruchu, nie mogąc pojąć jego
słów.
Dostrzegłam, że Giselle była już bliska łez, bo jej oczy subtelnie
wypuściły kilka słonych kropel.
Ile trzeba mieć w swym sercu nienawiści, by na tak haniebnej podstawie go
osądzać ?
Jakim trzeba być człowiekiem, aby nie rozumieć tak wielkiej potęgi miłości ?
Jakie trzeba mieć serce ?
Giselle ścisnęła mocniej rękę młodzieńca, po czym wykrzyknęła gdzieś nad
głową swojego ojca:
- Obchodź sobie te urodziny sam ! Nie chcę spędzić tego dnia bez Matthewa
!
Jej ojciec roześmiał się szyderczo i powiedział :
- Giselle, przecież ustaliliśmy, że ten wieczór spędzamy tylko we trójkę,
tak ? Tylko ty, ja i mama. Tak miało być, pamiętasz ? A więc w tej chwili
wracaj na górę ! – ostatnie zdanie wykrzyczał jej prosto w twarz, zostawiając
na niej niemałe zdziwienie.
Dziewczyna i skrzypek zaczęli się powoli wycofywać, schodząc w dół. Łzy
Giselle zaczęły spływać na ziemię, pozostawiając na niej słone krople.
- Możesz próbować zmienić mój charakter – zaczęła Giselle, choć
wiedziałam, że płacz nie pozwala jej na wypowiedzenie żadnych słów – Możesz
próbować zmienić mój wygląd i wszystko co z nim związane, ale nie zmienisz
mojego serca. I w żaden sposób nie sprawisz, że przestanę kochać Matthewa. Nie
możesz zmienić moich uczuć . Po prostu
nie możesz – ton jej głosu stał się nagle spokojny, ale wciąż nie mogła
powstrzymać płaczu.
To zabawne, że dzień, który miał być piękny zamienił się dla nich obojga
w istny koszmar.
Wybiegli razem za furtkę i popędzili przed siebie, trzymając się za ręce
i słysząc w oddali głośne wrzaski ojca Giselle, który wciąż wykrzykiwał jej
imię.
Biegli, biegli i biegli, wcale nie zważając na przechodniów, którzy
patrzyli na nich z osłupieniem. Na niebie pojawiła się gęsta noc wypełniająca
po brzegi całą przestrzeń. Znaleźli się na jednym z wielu mostów, które łączyły
ze sobą dwie strony miasta i bez słów usiedli na ławce.
Przez chwilę dyszeli głośno, aż w końcu Giselle powiedziała, cedząc słowa
przez sito łez:
- Wybacz mi, Matthew. Wybacz mi, że mój ojciec tak bardzo cię nienawidzi.
Nie powinnam była tam w ogóle z tobą iść – dziewczyna spojrzała na młodzieńca
siedzącego tuż obok niej.
Dostrzegłam na dnie jego cudownego serca tylko jedno pragnienie.
Chciał zamknąć Giselle w swoich ramionach i nigdy już nie pozwolić jej z
nich wyfrunąć.
Pocałował ją w usta, pozwalając, aby dziewczyna położyła swoją głowę na
jego ramieniu. Trwali tak, ignorując ludzi, którzy ich mijali, głośne samochody
i cały ten niepotrzebny zgiełk miasta.
Wpatrywali się jedynie w poświatę księżyca w pełni, który odbijał się od
nieba pozostawiając swój ślad na tafli przezroczystej rzeki.
Ich dwa cenne serca były przepełnione ciepłem i radością ze wspólnego
bycia razem.
- Dzień, w którym zobaczyłem cię po raz pierwszy, był najpiękniejszy w
całym moim dotychczasowym życiu – powiedział Matthew, przerywając ciszę, która
nawet wtedy nie była taka niezręczna.
- A ja dziękuję Bogu, że cię spotkałam. Nigdy o tobie nie zapomnę. I
nawet gdybym miała powstać z martwych
jeszcze wiele razy i żyć w wielu
wcieleniach, widząc twarze wielu ludzi, tak naprawdę tylko twoja będzie mi
znajoma. Wierzę, że nasza miłość będzie wieczna, kochanie. I nic nigdy jej nie
złamie – powiedziała Giselle.
Czułam w tych słowach wewnętrzne oddanie i spokój.
Może ona wiedziała, że nadchodzi właśnie coś, co już na zawsze odmieni
jej życie ?
I może wyczuwała, że to wcale nie będzie dla nich dobre?
Ale czy przyszłość można w
jakikolwiek sposób zmienić?
Uwierzcie mi, że w żaden sposób nie można tego zrobić.
Gdyby można było, właśnie w taki sposób zakończyłabym tę historię.
Pozwoliłabym tym dwóm nieszczęsnym duszom żyć już na zawsze ze sobą.
Zmieniłabym wtedy tok historii całego świata i nie dopuściłabym do tego,
aby wydarzyło się wszystko to, co dane jest mi opisywać na kolejnych stronach.
Tamta noc, którą Matthew i Giselle przesiedzieli na ławce, wpatrując się
w ciemną przestrzeń między nimi, dała mi do myślenia, że ich miłość naprawdę
będzie trwała wiecznie.
I nigdy nie zginie.
Boję się otworzyć kolejną stronę, bo dobrze wiem co tam na mnie czeka.
Po raz ostatni spojrzałam na Matthewa i Giselle wtulonych w siebie i
odczytałam napis na pierścionku jasnowłosej dziewczyny:
„Miłość jest cudem.”
~Kate Moore
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz