czwartek, 24 lipca 2014

45. "Skrzypek" - Rozdział 5


Mogę się założyć, że wielokrotnie zastanawialiście się nad tym, w jaki sposób przychodzę w snach do niewidomego serca Corneliusa Gwiazdowskiego. W jaki sposób udaje mi się z nim porozmawiać, współczuć i zapewnić, że nie zawsze przed oczyma będzie widział tylko czarną otchłań swojego smutku.

Ale czy kiedykolwiek napisałam, że przychodzę tylko do widzących świat ? Bo przecież można mieć oczy, które obserwują rzeczywistość, a nie czynić z nich żadnego pożytku.

Czy napisałam, że wybieram sobie ludzi słyszących ? Co z tego, że tak wielu posiada uszy. Czasami wśród potoku bezsensownych słów najpiękniejsza okazuje się być cisza.

Czy wspomniałam o tym, że odwiedzam ludzi grubych, chudych, pięknych, brzydkich, białoskórych i ciemnoskórych, Niemców czy Anglików ?

Ja nie dzielę ludzi.

Wszyscy widzą tylko zewnętrzną część człowieka.

Tylko ja i Bóg możemy ocenić człowieka po jego sercu.

Tylko my.

Dlatego przykro mi jest patrzeć na to, jak mało jest osób na tym świecie, którzy w nas wierzą.

Ale nie martwcie się.

Każdego kiedyś dotknie sprawiedliwość.

Każdy zostanie osądzony.

Tylko już nie na tym świecie.

Sprawiedliwość tutaj nie istnieje.

Powinniście wiedzieć, że dusza Corneliusa jest cudowna. Przesyłam do jego niewinnych myśli tak piękne i kolorowe sny, że nawet ja czasami nie mogę w nie uwierzyć. Każdej nocy zamykał oczy i przenosił się do raju pełnego kwitnących drzew, tulipanów i stokrotek. I żył w swoim własnym, niesamowitym świecie.

Tak właśnie wyglądały sny Corneliusa. Niewidomego chłopca, któremu nigdy nie dane było zobaczyć blasku słońca.

Uwielbiam dawać ludziom nadzieję w ich snach. Uwielbiam pokazywać im, że przyszłość będzie brzmieć bardzo dumnie i że wszystko to, co chcą mieć, uda im się w jakiś sposób dostać.

Ale nie mogłam znieść odbierania ludziom tej cichej i kruchej nadziei, która zagnieździła się w ich sercach. Nie nawidziłam jej wyrzucać, deptać i pokazywać, że przyszłość będzie wyglądała o wiele gorzej i nie będą w stanie skąpać się w blasku chwały.

Właśnie to było najgorsze.

Dlatego nie dałam Matthewowi Gwiazdowskiemu śnić tej nocy o Giselle.

Na to jeszcze przyjdzie czas.

Nie byłabym w stanie pokazać mu tę wizję bycia razem, a później pozbawić go nadziei. Nie zniosłabym tego przeszywającego bólu i rozpaczy w jasnych oczach Matthewa.

Wszystkie dusze ludzkie, które dotąd spotkałam były jedyne w swoim rodzaju, ale tak naprawdę tylko dusza skrzypka była niepowtarzalna i wyjątkowa. A takie udaje mi się spotkać tylko raz na wiele tysięcy lat.

Od chwili przekroczenia progu filharmonii życie Matthewa zmieniło się już na zawsze. Po raz pierwszy tak naprawdę zakochał się w tak cudownej dziewczynie, jaką była Giselle. Bał się jednak jej odrzucenia, a tego jego serce by nie wytrzymało. Wiedział, że jest szczęśliwa ze swoim chłopakiem, Jacobem, który nie odstępował jej niemalże na krok.

Ale im bardziej ją poznawał, tym głębiej i mocniej wierzył w to, że kiedyś będą razem. Myślał o Giselle przez cały czas. Podczas grania na skrzypcach, podczas jedzenia, a nawet podczas rozmów z innymi ludźmi. Widział w ich twarzach jej piękna twarz. Czułam, że ten młodzieniec dedykuje jej każdą czynność, a nawet każdą minutę jego życia.

Pewnego ciepłego czerwcowego wieczora po zakończonych próbach do najnowszej sztuki, Friedrich Neumann oraz cała obsada zgromadzili się w wielkiej balowej sali udekorowanej po brzegi na czerwono i powiedział :

- Kochani, zebraliśmy się tutaj wszyscy, bo chciałem wam bardzo podziękować za to, że wkładacie w moją sztukę tak wiele energii i zapału – podniósł do góry kieliszek z musującą czerwoną zawartością, po czym wykrzyknął :

- Bądźcie zawsze zdrowi, najdrożsi ! – rozdał wszystkim takie same kieliszki – Prosit !

- Prosit ! – wykrzyknęli wszyscy głośno i wyraźnie.

Z odtwarzacza do płyt winylowych zaczęła się sączyć dźwięczna niemiecka muzyka Marleny Dietrich.

Matthew stał obok Edwarda ubrany w ciemnogranatowe spodnie i białą koszulę wodząc wzrokiem za sylwetką Giselle. Jak zawsze wyglądała przepięknie. Jej  blond włosy okalały okrągłą twarz, a czerwona sukienka o intensywnym kolorze idealnie komponowała się z czarnymi butami na obcasach. Stała tam wraz z Matildą Höfner i Ilsą Ebeurer śmiejąc się wniebogłosy, gdy nagle zjawił się tam Jacob. Przysięgam, że serce Matthewa zadrżało. Jacob spojrzał na nią uwodzicielskim wzrokiem,  przyciągnął ją mocno do siebie i pocałował w sam czubek ust, pozostawiając na swoich ustach odrobinę czerwonej szminki. Giselle zachichotała, a Ilsa i Matlida aż westchnęły z podziwu dla tej pary.

- Ten Jacob ma naprawdę wielkie szczęście – powiedział Edward lekko zamglony alkoholem – Nie dość, że jest potwornie bogaty, to jeszcze ma najpiękniejszą dziewczynę w całych Niemczech. Takiemu to dobrze ! – wykrzyknął głośno gdzieś nad ciemną czupryną Matthewa.

„Giselle, Giselle, Giselle” – wciąż powtarzały jego myśli. „Jak być z nią ?” – zapytał w końcu sam siebie nie spuszczając oczu z jej przepięknej i roześmianej twarzy. Minęło zaledwie kilkanaście minut, gdy na buzi Jacoba Luftenhofta pojawił się okropny grymas spowodowany wypiciem zbyt dużej ilości alkoholu. Szelki od jego beżowych spodni bezradnie zwisały po obu stronach, a grzywka spadła mu na spocone czoło. Zataczał się po całej scenie, aż w końcu przycupnął nieopodal pianina, na którym grał dzisiaj Edward. Jego oczy krążyły po ogromnej sali, a jego głowa stawała się z minuty na minutę coraz bardziej ciężka i zniżała się powoli w dół. Widziałam jak Giselle wpatrywała się w pijane oblicze swojego chłopaka, gdy nagle z magnetofonu popłynęła wolna piosenka.

I wtedy właśnie to się stało.

Rozmowa pana Neumanna ze scenografką ucichła, Matilda i Ilsa przestały rozmawiać o niemieckich chłopcach, a Edward skończył opowiadać żarty.

Giselle podeszła wtedy do niego i zapytała :

- Zatańczysz ze mną ? – po sposobie jej mówienia dobrze wiedziałam, że ona również wypiła za dużo, ale teraz to wcale się nie liczyło.

Matthew nie mógł uwierzyć w to, co powiedziała dziewczyna. Myślał, że to sen. Że za chwilę się obudzi i będzie musiał dalej zastanawiać się jak jej zaimponować.

Ale on wcale nie śnił.

Nie leżał w swoim łóżku okryty kołdrą i wcale nie żegnał się z tym dniem.

To wszystko wydarzyło się naprawdę.

Czasami warto zostawić sobie przyszłość na srebrnej tacy i odtworzyć ją w najmniej spodziewanym momencie już nie we śnie, ale na jawie.

Zawsze wtedy szczęście wygrywa z niemałym zaskoczeniem.

Skrzypek wstał z ławki, objął Giselle i zaczęli się delikatnie kołysać w blasku lamp wydzielających przyjazne światło, wyczuwając w powietrzu woń alkoholu, perfum oraz potu. Chłopak opuścił głowę i wydawałoby się przez chwilę jakby chciał ucałować idealne ramię dziewczyny. Giselle położyła swoją głowę na jego piersi i wsłuchiwała się w rytmiczne bicie jego serca.

Nie dzieliła ich wtedy żadna granica. Giselle wcale nie wiedziała, że jest o dwa lata starsza od Matthewa. Młodzieniec nie wiedział, że nie należy do tej samej klasy społecznej co Giselle, a cisza między nimi wcale nie była wtedy taka niezręczna.

Siedziałam w ostatnim rzędzie krzeseł i z góry spoglądałam na ich ciała poruszające się w rytm muzyki. Giselle śpiewała, a Matthew grał na skrzypcach.

Ta chwila trwała wiecznie.

Wtem Giselle podniosła głowę spoglądając prosto w oczy chłopcu o powiedziała :

- Piękny mamy dzisiaj wieczór, nieprawdaż ? – bezustannie wpatrywała się w jego oczy, które wydawały się ją hipnotyzować.

Matthew odchrząknął i rzekł:

- W istocie mamy piękny wieczór – głos mu lekko drżał. Dobrze wiedziałam, że on nie do końca rozumiał to, co właśnie się teraz dzieje.

Błagałam, żeby to tak się skończyło.

Błagałam, żeby Matthew wyszedł właśnie teraz z filharmonii, wrócił do domu, ucałował na dobranoc swoją matkę i brata i oddał się swoim snom.

Ale tak się nie stało.

Jak już mówiłam, nie można wierzyć nadziei.

Ona jest po prostu ślepa.

Nagle Jacob otworzył otworzył swoje granatowe oczy i spojrzał na Giselle w objęciach Matthewa. Wstał lekko się chwiejąc, podszedł do nich, po czym powiedział:

- Co wy robicie ? – był tak bardzo pijany, że jego słowa kleiły się w bełkot, którego  trudno było zrozumieć.

Tych dwoje jednak wciąż tańczyło, jakby te słowa, które przed chwilą wypowiedział Jacob wybuchły i rozpadły się na milion drobniutkich liter.

Podenerwowany i zazdrosny chłopak Giselle zrobił się cały czerwony. Wyrwał agresywnie dziewczynę z objęć Matthewa, przyciągnął go do ściany, po czym wrzasnął głośno :

- Co ty robisz ?

Giselle w końcu zdała sobie sprawę z tego co robi jej chłopak i odparła spokojnie, ostrożnie wybierając każde słowo:

- Jacob, kochanie, my tylko tańczyliśmy – podeszła do chłopaka ściskającego za kołnierz Matthewa i pogładziła go po twarzy.

Ten jeszcze mocniej zacisnął ręce na jego szyi, prawie w ogóle nie pozwalając mu oddychać i nie odwracając się do Giselle powiedział :

- Zamknij się. Porozmawiamy o tym później.

Nim ta zdążyła rozpętać mu awanturę, Jacob rzucił młodzieńca na podłogę i począł okładać go pięściami po całym ciele. Z jego nosa leciały strużki krwi, a twarz zrobiła się aż sina z bólu. Matthew próbował mu się jakoś przeciwstawić, ale Jacob był o wiele od niego zwinniejszy i silniejszy.

Gdy chłopak Giselle okładał skrzypka swoimi ciężkimi pięściami, ja wisiałam wysoko nad nimi i obserwowałam tę śmieszną sytuację. Zastanawiałam się, czym młodzieniec zasłużył sobie na tak ogromne poniżenie. Przecież on tylko w swoich myślach kochał Giselle i nikomu nigdy o tym nie powiedział.

A nie można kogoś nienawidzić za jego myśli.

One nie są niczemu winne.

Ich taniec był taki przyjacielski i absolutnie nie kryło się w nim nic, co mogłoby w jakiś sposób dotknąć Jacoba.

Ale to jego gniewny umysł był wszystkiemu winien. To właśnie on rozpatrywał każdą sprawę w taki sposób.

Nagle cała filharmonia oprzytomniała.

Edward rzucił się na Jacoba i zaczął krzyczeć, aby ten nie bił Matthewa, pan Neumann zagroził, że zadzwoni po odpowiednie służby, a Giselle wykrzykiwała do uszu Jacoba :

„Przestań, bardzo cię proszę !”

Tylko problem był taki, że dusza Jacoba Luftenhofta była niepokorna. I żadne słowa, nawet dziewczyny, którą kochał może i bardziej od tego całego zgiełku związanego ze światem koszykówki, pieniędzy i wielkich bali, do niego nie trafiały.

Mogłam coś zrobić.

Oczywiście, że mogłam.

Ale nie chciałam psuć tak niesamowitego planu.

Bo właśnie wtedy po raz drugi dostrzegłam w oczach Giselle, że Matthew wcale nie jest jej obojętny.

Bo w istocie nie był.

Znałam jej serce lepiej niż ona sama i bardzo dobrze wiedziałam dla kogo ono biło.

Gdy w końcu Jacob przestał okładać pięściami młodzieńca, był cały czerwony i pot spływał mu po jego jasnej twarzy. Stanął tylko nad nim i spoglądał na niego z wyższością.

Nie na długo trwała jednak jego chwila chwały.

Giselle podeszła do Jacoba żwawym krokiem, po czym uderzyła go w twarz i wyzwała od najgorszych drani. Później schyliła się nad zranionym obliczem Matthewa, a z jej oczu poleciały słone łzy.

- Boże, Matthew co on ci zrobił ! – wykrzyknęła głośno wyczuwając pod palcami jego krew.

Pan Neumann przybiegł jak najszybciej z apteczką pierwszej pomocy i nakazał chłopcom zanieść młodzieńca do jego gabinetu, gdzie będzie mógł go opatrzyć.

Jacob cały czas stał na scenie podpierając się rękami o biodra i dyszał głośno. Gdy Giselle chciała pójść z Matthewem, złapał ją mocno za nadgarstek i powiedział:

- Nie uważasz, że powinnaś mi coś wytłumaczyć ? – ironia w jego głosie była tak ogromna, że nawet ja ją wyczułam, mimo tego że znajdowałam się trochę dalej od nich.

Dziewczyna próbowała uwolnić się z jego mocnego uścisku, ale on wciąż pozostawał nieugięty.

- Co mam ci tłumaczyć ? Jesteś jednym, wielkim draniem! Nie zasługujesz na choć odrobinę dobroci ! – Giselle z trudem wypowiadała słowa, bo wciąż nie mogła przestać płakać.

Szarpnęła mocno swoją rękę, napluła mu na twarz i wybiegła z sali, bezustannie płacząc.

Matthew jeszcze tego dnia odzyskał przytomność. Widok Giselle pochylonej nad jego głową i wpatrującej się z ogromną troską, była dla niego tak nierzeczywista, że myślał iż umarł i trafił do nieba.

Ale na niego jeszcze nie przyszedł czas.

Chociaż jak popatrzę na to, ile będzie mu dane jeszcze przeżyć…

Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Był tylko poobijany. Przez całą noc czuwał nad nim pan Neumann, a później została tylko Giselle. Cały czas trzymała go za rękę i wpatrywała się w jego obandażowane ręce i nos.

Przez dwa lata musiała żyć z bestią, która dopiero dzisiaj pokazała swoje prawdziwe oblicze.

Jej piękne serce wciąż nie mogło tego pojąć jak mnóstwo nienawiści trzeba mieć w sobie, aby posunąć się do takich czynów.

Ta dziewczyna żyła w zupełnie innej rzeczywistości niż Jacob. Myślała, że wszystko to, co on jej mówił było szczere i prawdziwe.

Niestety, świat nie jest wcale taki, jak wiele osób podaje.

Jest o wiele gorszy.

I coraz trudniej jest mi na nim zrozumieć postawę niektórych ludzi.

Nazajutrz, gdy tylko wzeszło słońce, Giselle odprowadziła Matthewa do domu, ucałowała go w policzek i powiedziała:

- Bardzo cię przepraszam, że za jeden taniec musiałeś  tyle wycierpieć. Nie jesteś tego wart, Matthew – cały czas w jej wysokim głosie wyczuwałam nutę smutku.

Ona wciąż nie mogła się  z tym wszystkim pogodzić.

Liza Gwiazdowski, widząc tak bardzo poobijanego syna, niemało się przeraziła, ale gdy tylko chłopiec opowiedział jej całą historię, przytuliła go mocno i wyszeptała mu do ucha:

„Jestem z ciebie dumna.”

Nie dałam mu nadziei na to, że kiedykolwiek będzie z Giselle.

Ja nawet mu tego nie obiecałam

Dałam mu coś cenniejszego od nadziei.

Ja po prostu dałam mu wiarę.

Młodzieniec był na tyle oszołomiony, że bardzo długo zajęło mu nim pojął wszystko to, co wydarzyło się tamtego pogodnego, czerwcowego wieczora.

Wiedział tylko jedno.

Ani on, ani Giselle nie byli wobec siebie zupełnie obojętni. 

 ~Kate Moore

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz