Mogę się założyć, że
wielokrotnie zastanawialiście się nad tym, w jaki sposób przychodzę w snach do
niewidomego serca Corneliusa Gwiazdowskiego. W jaki sposób udaje mi się z nim
porozmawiać, współczuć i zapewnić, że nie zawsze przed oczyma będzie widział
tylko czarną otchłań swojego smutku.
Ale czy kiedykolwiek
napisałam, że przychodzę tylko do widzących świat ? Bo przecież można mieć
oczy, które obserwują rzeczywistość, a nie czynić z nich żadnego pożytku.
Czy napisałam, że
wybieram sobie ludzi słyszących ? Co z tego, że tak wielu posiada uszy. Czasami
wśród potoku bezsensownych słów najpiękniejsza okazuje się być cisza.
Czy wspomniałam o tym,
że odwiedzam ludzi grubych, chudych, pięknych, brzydkich, białoskórych i
ciemnoskórych, Niemców czy Anglików ?
Ja nie dzielę ludzi.
Wszyscy widzą tylko
zewnętrzną część człowieka.
Tylko ja i Bóg możemy
ocenić człowieka po jego sercu.
Tylko my.
Dlatego przykro mi jest
patrzeć na to, jak mało jest osób na tym świecie, którzy w nas wierzą.
Ale nie martwcie się.
Każdego kiedyś dotknie
sprawiedliwość.
Każdy zostanie osądzony.
Tylko już nie na tym
świecie.
Sprawiedliwość tutaj nie
istnieje.
Powinniście wiedzieć, że
dusza Corneliusa jest cudowna. Przesyłam do jego niewinnych myśli tak piękne i
kolorowe sny, że nawet ja czasami nie mogę w nie uwierzyć. Każdej nocy zamykał
oczy i przenosił się do raju pełnego kwitnących drzew, tulipanów i stokrotek. I
żył w swoim własnym, niesamowitym świecie.
Tak właśnie wyglądały
sny Corneliusa. Niewidomego chłopca, któremu nigdy nie dane było zobaczyć
blasku słońca.
Uwielbiam dawać ludziom
nadzieję w ich snach. Uwielbiam pokazywać im, że przyszłość będzie brzmieć
bardzo dumnie i że wszystko to, co chcą mieć, uda im się w jakiś sposób dostać.
Ale nie mogłam znieść
odbierania ludziom tej cichej i kruchej nadziei, która zagnieździła się w ich
sercach. Nie nawidziłam jej wyrzucać, deptać i pokazywać, że przyszłość będzie
wyglądała o wiele gorzej i nie będą w stanie skąpać się w blasku chwały.
Właśnie to było
najgorsze.
Dlatego nie dałam
Matthewowi Gwiazdowskiemu śnić tej nocy o Giselle.
Na to jeszcze przyjdzie
czas.
Nie byłabym w stanie
pokazać mu tę wizję bycia razem, a później pozbawić go nadziei. Nie zniosłabym
tego przeszywającego bólu i rozpaczy w jasnych oczach Matthewa.
Wszystkie dusze ludzkie,
które dotąd spotkałam były jedyne w swoim rodzaju, ale tak naprawdę tylko dusza
skrzypka była niepowtarzalna i wyjątkowa. A takie udaje mi się spotkać tylko
raz na wiele tysięcy lat.
Od chwili przekroczenia
progu filharmonii życie Matthewa zmieniło się już na zawsze. Po raz pierwszy
tak naprawdę zakochał się w tak cudownej dziewczynie, jaką była Giselle. Bał
się jednak jej odrzucenia, a tego jego serce by nie wytrzymało. Wiedział, że
jest szczęśliwa ze swoim chłopakiem, Jacobem, który nie odstępował jej niemalże
na krok.
Ale im bardziej ją
poznawał, tym głębiej i mocniej wierzył w to, że kiedyś będą razem. Myślał o
Giselle przez cały czas. Podczas grania na skrzypcach, podczas jedzenia, a
nawet podczas rozmów z innymi ludźmi. Widział w ich twarzach jej piękna twarz.
Czułam, że ten młodzieniec dedykuje jej każdą czynność, a nawet każdą minutę
jego życia.
Pewnego ciepłego
czerwcowego wieczora po zakończonych próbach do najnowszej sztuki, Friedrich
Neumann oraz cała obsada zgromadzili się w wielkiej balowej sali udekorowanej
po brzegi na czerwono i powiedział :
- Kochani, zebraliśmy
się tutaj wszyscy, bo chciałem wam bardzo podziękować za to, że wkładacie w
moją sztukę tak wiele energii i zapału – podniósł do góry kieliszek z musującą
czerwoną zawartością, po czym wykrzyknął :
- Bądźcie zawsze zdrowi,
najdrożsi ! – rozdał wszystkim takie same kieliszki – Prosit !
- Prosit ! – wykrzyknęli
wszyscy głośno i wyraźnie.
Z odtwarzacza do płyt
winylowych zaczęła się sączyć dźwięczna niemiecka muzyka Marleny Dietrich.
Matthew stał obok Edwarda
ubrany w ciemnogranatowe spodnie i białą koszulę wodząc wzrokiem za sylwetką
Giselle. Jak zawsze wyglądała przepięknie. Jej
blond włosy okalały okrągłą twarz, a czerwona sukienka o intensywnym
kolorze idealnie komponowała się z czarnymi butami na obcasach. Stała tam wraz
z Matildą Höfner i Ilsą Ebeurer śmiejąc
się wniebogłosy, gdy nagle zjawił się tam Jacob. Przysięgam, że serce Matthewa
zadrżało. Jacob spojrzał na nią uwodzicielskim wzrokiem, przyciągnął ją mocno do siebie i pocałował w
sam czubek ust, pozostawiając na swoich ustach odrobinę czerwonej szminki.
Giselle zachichotała, a Ilsa i Matlida aż westchnęły z podziwu dla tej pary.
- Ten Jacob ma naprawdę wielkie
szczęście – powiedział Edward lekko zamglony alkoholem – Nie dość, że jest
potwornie bogaty, to jeszcze ma najpiękniejszą dziewczynę w całych Niemczech.
Takiemu to dobrze ! – wykrzyknął głośno gdzieś nad ciemną czupryną Matthewa.
„Giselle, Giselle, Giselle” –
wciąż powtarzały jego myśli. „Jak być z nią ?” – zapytał w końcu sam siebie nie
spuszczając oczu z jej przepięknej i roześmianej twarzy. Minęło zaledwie
kilkanaście minut, gdy na buzi Jacoba Luftenhofta pojawił się okropny grymas
spowodowany wypiciem zbyt dużej ilości alkoholu. Szelki od jego beżowych spodni
bezradnie zwisały po obu stronach, a grzywka spadła mu na spocone czoło.
Zataczał się po całej scenie, aż w końcu przycupnął nieopodal pianina, na
którym grał dzisiaj Edward. Jego oczy krążyły po ogromnej sali, a jego głowa
stawała się z minuty na minutę coraz bardziej ciężka i zniżała się powoli w
dół. Widziałam jak Giselle wpatrywała się w pijane oblicze swojego chłopaka,
gdy nagle z magnetofonu popłynęła wolna piosenka.
I wtedy właśnie to się stało.
Rozmowa pana Neumanna ze
scenografką ucichła, Matilda i Ilsa przestały rozmawiać o niemieckich
chłopcach, a Edward skończył opowiadać żarty.
Giselle podeszła wtedy do niego
i zapytała :
- Zatańczysz ze mną ? – po
sposobie jej mówienia dobrze wiedziałam, że ona również wypiła za dużo, ale
teraz to wcale się nie liczyło.
Matthew nie mógł uwierzyć w to,
co powiedziała dziewczyna. Myślał, że to sen. Że za chwilę się obudzi i będzie
musiał dalej zastanawiać się jak jej zaimponować.
Ale on wcale nie śnił.
Nie leżał w swoim łóżku okryty
kołdrą i wcale nie żegnał się z tym dniem.
To wszystko wydarzyło się
naprawdę.
Czasami warto zostawić sobie
przyszłość na srebrnej tacy i odtworzyć ją w najmniej spodziewanym momencie już
nie we śnie, ale na jawie.
Zawsze wtedy szczęście wygrywa
z niemałym zaskoczeniem.
Skrzypek wstał z ławki, objął
Giselle i zaczęli się delikatnie kołysać w blasku lamp wydzielających przyjazne
światło, wyczuwając w powietrzu woń alkoholu, perfum oraz potu. Chłopak opuścił
głowę i wydawałoby się przez chwilę jakby chciał ucałować idealne ramię
dziewczyny. Giselle położyła swoją głowę na jego piersi i wsłuchiwała się w
rytmiczne bicie jego serca.
Nie dzieliła ich wtedy żadna
granica. Giselle wcale nie wiedziała, że jest o dwa lata starsza od Matthewa.
Młodzieniec nie wiedział, że nie należy do tej samej klasy społecznej co
Giselle, a cisza między nimi wcale nie była wtedy taka niezręczna.
Siedziałam w ostatnim rzędzie
krzeseł i z góry spoglądałam na ich ciała poruszające się w rytm muzyki.
Giselle śpiewała, a Matthew grał na skrzypcach.
Ta chwila trwała wiecznie.
Wtem Giselle podniosła głowę
spoglądając prosto w oczy chłopcu o powiedziała :
- Piękny mamy dzisiaj wieczór,
nieprawdaż ? – bezustannie wpatrywała się w jego oczy, które wydawały się ją
hipnotyzować.
Matthew odchrząknął i rzekł:
- W istocie mamy piękny wieczór
– głos mu lekko drżał. Dobrze wiedziałam, że on nie do końca rozumiał to, co
właśnie się teraz dzieje.
Błagałam, żeby to tak się
skończyło.
Błagałam, żeby Matthew wyszedł
właśnie teraz z filharmonii, wrócił do domu, ucałował na dobranoc swoją matkę i
brata i oddał się swoim snom.
Ale tak się nie stało.
Jak już mówiłam, nie można
wierzyć nadziei.
Ona jest po prostu ślepa.
Nagle Jacob otworzył otworzył
swoje granatowe oczy i spojrzał na Giselle w objęciach Matthewa. Wstał lekko
się chwiejąc, podszedł do nich, po czym powiedział:
- Co wy robicie ? – był tak
bardzo pijany, że jego słowa kleiły się w bełkot, którego trudno było zrozumieć.
Tych dwoje jednak wciąż
tańczyło, jakby te słowa, które przed chwilą wypowiedział Jacob wybuchły i
rozpadły się na milion drobniutkich liter.
Podenerwowany i zazdrosny
chłopak Giselle zrobił się cały czerwony. Wyrwał agresywnie dziewczynę z objęć
Matthewa, przyciągnął go do ściany, po czym wrzasnął głośno :
- Co ty robisz ?
Giselle w końcu zdała sobie
sprawę z tego co robi jej chłopak i odparła spokojnie, ostrożnie wybierając
każde słowo:
- Jacob, kochanie, my tylko
tańczyliśmy – podeszła do chłopaka ściskającego za kołnierz Matthewa i
pogładziła go po twarzy.
Ten jeszcze mocniej zacisnął
ręce na jego szyi, prawie w ogóle nie pozwalając mu oddychać i nie odwracając
się do Giselle powiedział :
- Zamknij się. Porozmawiamy o
tym później.
Nim ta zdążyła rozpętać mu
awanturę, Jacob rzucił młodzieńca na podłogę i począł okładać go pięściami po
całym ciele. Z jego nosa leciały strużki krwi, a twarz zrobiła się aż sina z
bólu. Matthew próbował mu się jakoś przeciwstawić, ale Jacob był o wiele od
niego zwinniejszy i silniejszy.
Gdy chłopak Giselle okładał
skrzypka swoimi ciężkimi pięściami, ja wisiałam wysoko nad nimi i obserwowałam
tę śmieszną sytuację. Zastanawiałam się, czym młodzieniec zasłużył sobie na tak
ogromne poniżenie. Przecież on tylko w swoich myślach kochał Giselle i nikomu
nigdy o tym nie powiedział.
A nie można kogoś nienawidzić
za jego myśli.
One nie są niczemu winne.
Ich taniec był taki
przyjacielski i absolutnie nie kryło się w nim nic, co mogłoby w jakiś sposób
dotknąć Jacoba.
Ale to jego gniewny umysł był
wszystkiemu winien. To właśnie on rozpatrywał każdą sprawę w taki sposób.
Nagle cała filharmonia
oprzytomniała.
Edward rzucił się na Jacoba i
zaczął krzyczeć, aby ten nie bił Matthewa, pan Neumann zagroził, że zadzwoni po
odpowiednie służby, a Giselle wykrzykiwała do uszu Jacoba :
„Przestań, bardzo cię proszę !”
Tylko problem był taki, że
dusza Jacoba Luftenhofta była niepokorna. I żadne słowa, nawet dziewczyny,
którą kochał może i bardziej od tego całego zgiełku związanego ze światem
koszykówki, pieniędzy i wielkich bali, do niego nie trafiały.
Mogłam coś zrobić.
Oczywiście, że mogłam.
Ale nie chciałam psuć tak
niesamowitego planu.
Bo właśnie wtedy po raz drugi
dostrzegłam w oczach Giselle, że Matthew wcale nie jest jej obojętny.
Bo w istocie nie był.
Znałam jej serce lepiej niż ona
sama i bardzo dobrze wiedziałam dla kogo ono biło.
Gdy w końcu Jacob przestał okładać
pięściami młodzieńca, był cały czerwony i pot spływał mu po jego jasnej twarzy.
Stanął tylko nad nim i spoglądał na niego z wyższością.
Nie na długo trwała jednak jego
chwila chwały.
Giselle podeszła do Jacoba
żwawym krokiem, po czym uderzyła go w twarz i wyzwała od najgorszych drani.
Później schyliła się nad zranionym obliczem Matthewa, a z jej oczu poleciały
słone łzy.
- Boże, Matthew co on ci zrobił
! – wykrzyknęła głośno wyczuwając pod palcami jego krew.
Pan Neumann przybiegł jak
najszybciej z apteczką pierwszej pomocy i nakazał chłopcom zanieść młodzieńca
do jego gabinetu, gdzie będzie mógł go opatrzyć.
Jacob cały czas stał na scenie
podpierając się rękami o biodra i dyszał głośno. Gdy Giselle chciała pójść z
Matthewem, złapał ją mocno za nadgarstek i powiedział:
- Nie uważasz, że powinnaś mi
coś wytłumaczyć ? – ironia w jego głosie była tak ogromna, że nawet ja ją
wyczułam, mimo tego że znajdowałam się trochę dalej od nich.
Dziewczyna próbowała uwolnić
się z jego mocnego uścisku, ale on wciąż pozostawał nieugięty.
- Co mam ci tłumaczyć ? Jesteś
jednym, wielkim draniem! Nie zasługujesz na choć odrobinę dobroci ! – Giselle z
trudem wypowiadała słowa, bo wciąż nie mogła przestać płakać.
Szarpnęła mocno swoją rękę,
napluła mu na twarz i wybiegła z sali, bezustannie płacząc.
Matthew jeszcze tego dnia
odzyskał przytomność. Widok Giselle pochylonej nad jego głową i wpatrującej się
z ogromną troską, była dla niego tak nierzeczywista, że myślał iż umarł i
trafił do nieba.
Ale na niego jeszcze nie
przyszedł czas.
Chociaż jak popatrzę na to, ile
będzie mu dane jeszcze przeżyć…
Na szczęście nic poważnego mu
się nie stało. Był tylko poobijany. Przez całą noc czuwał nad nim pan Neumann,
a później została tylko Giselle. Cały czas trzymała go za rękę i wpatrywała się
w jego obandażowane ręce i nos.
Przez dwa lata musiała żyć z
bestią, która dopiero dzisiaj pokazała swoje prawdziwe oblicze.
Jej piękne serce wciąż nie
mogło tego pojąć jak mnóstwo nienawiści trzeba mieć w sobie, aby posunąć się do
takich czynów.
Ta dziewczyna żyła w zupełnie
innej rzeczywistości niż Jacob. Myślała, że wszystko to, co on jej mówił było
szczere i prawdziwe.
Niestety, świat nie jest wcale
taki, jak wiele osób podaje.
Jest o wiele gorszy.
I coraz trudniej jest mi na nim
zrozumieć postawę niektórych ludzi.
Nazajutrz, gdy tylko wzeszło
słońce, Giselle odprowadziła Matthewa do domu, ucałowała go w policzek i
powiedziała:
- Bardzo cię przepraszam, że za
jeden taniec musiałeś tyle wycierpieć.
Nie jesteś tego wart, Matthew – cały czas w jej wysokim głosie wyczuwałam nutę
smutku.
Ona wciąż nie mogła się z tym wszystkim pogodzić.
Liza Gwiazdowski, widząc tak
bardzo poobijanego syna, niemało się przeraziła, ale gdy tylko chłopiec
opowiedział jej całą historię, przytuliła go mocno i wyszeptała mu do ucha:
„Jestem z ciebie dumna.”
Nie dałam mu nadziei na to, że
kiedykolwiek będzie z Giselle.
Ja nawet mu tego nie obiecałam
Dałam mu coś cenniejszego od
nadziei.
Ja po prostu dałam mu wiarę.
Młodzieniec był na tyle
oszołomiony, że bardzo długo zajęło mu nim pojął wszystko to, co wydarzyło się
tamtego pogodnego, czerwcowego wieczora.
Wiedział tylko jedno.
Ani on, ani Giselle nie byli
wobec siebie zupełnie obojętni.
~Kate Moore
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz