Ruszyłem dalej.
Wydawało mi się, że wszystko teraz się zmieni. Skoro spotkałem życzliwych
ludzi, którzy byli gotowi mi pomóc, wszystko będzie wyglądało inaczej. W tej
wojnie nic nie jest jednak jasne. Nawet nie zdążyłem im za to podziękować.Oni powoli zabierają mi wszystko. Zaczynam tracić nawet moje uczucia. To
jest po prostu niesprawiedliwe… Świat jest niesprawiedliwy.
Chciałbym, aby
kiedyś nadszedł kiedyś taki dzień, kiedy nie będę musiał już się bać. I wierzę,
że kiedyś nastanie kiedyś taki dzień. Myślę, że wtedy będę najszczęśliwszym
człowiekiem na ziemi. Zdawałem sobie sprawę z tego, że przede mną jeszcze długa
droga, a ja miałem coraz mniej sił, by postawić kolejny krok. Wtem, zza koron
wielkich drzew, dostrzegłem panoramę miasta, które wydawało mi się być znajome.
Kraków… Tak, to na pewno Kraków. Moje miasto rodzinne. Spędziłem tam swoje
najlepsze chwile. Bardzo tęskniłem za tym codziennym gwarem na ulicach i za
zapachem tego miejsca. W Krakowie zawsze wszystko było inne. W czasie wojny
wszystko się w tym mieście zmieniło. Były to teraz tereny niemieckie.
Podchodząc jeszcze bliżej, dostrzegłem niemiecką flagę powiewającą na maszcie
nieopodal rynku. Sięgając wspomnieniami, pamiętam jeszcze czasy, gdy Kraków
tętnił życiem. Nikt nie bał się o Niemców czyhających za każdym rogiem. Teraz
to miasto wyglądało zupełnie inaczej. Idąc ulicą, patrzyłem ludziom, których
mijałem głęboko w oczy. Widziałem tam ból, strach i przerażenie. Nie w takich
okolicznościach chciałem powrócić to tego miejsca. To nie tak miało wyglądać.
Wyciągnąłem z kieszeni kartkę, którą wręczył mi starszy mężczyzna, zanim odszedłem.
Wierzyłem, że dzięki temu człowiekowi,
którego imię widniało na kartce, moje życie się zmieni. Bardzo w to
wierzyłem. W zasadzie znałem plan Krakowa na pamięć, więc nie był to dla mnie
jakiś specjalny problem, by dotrzeć na ulicę Wrzosową. Dom pana Kramkowskiego
znajdował się na końcu tejże ulicy. Był to wielki ceglany budynek otoczony
dookoła metalowym płotem. Wszedłem przez brązową bramę i zapukałem drzwi. W
progu pojawiła się kobieta średniego wzrostu, ubrana w czarną sukienkę i biały
fartuch. Jej rude włosy były uczesane w surowy kok.
- Czego pan tu szuka
? – zapytała oschle.
- Ja do pana
Kramkowskiego – powiedziałem niepewnie, opuszczając wzrok.
- Po schodach w górę
– rzekła, pokazując na brązowe, drewniane schody – A później na prawo i zobaczy
pan duże zielone drzwi.
- Dziękuję –
odparłem, po czym przeszedłem przez duży salon z kilkoma sofami i wszedłem
powoli po schodach w górę.
Oprócz tej kobiety i
pana Kramkowskiego chyba nikogo nie było w tym ogromnym domu. W centrum salonu
dostrzegłem duży adapter stojący na blacie, otoczony przez bukiet słoneczników
stojących w wazonie. Korytarz na pierwszym piętrze był bardzo duży i panował w
nim niemały przepych. Na suficie wisiało kilka złotych żyrandoli, a wzdłuż
korytarza po obu stronach rozciągały się skórzane sofy. Na końcu znajdowały się
zielone drzwi, lekko uchylone. Zapukałem, a gdy nikt nie odpowiadał, wszedłem
do środka.
- Halo, czy jest tu
ktokolwiek ? – powiedziałem nieco głośniej.
Wielki gabinet pana
Kramkowskiego wydawał się być jednak pusty. Naprzeciwko wielkiego topornego
biurka znajdowało się duże okno z widokiem na panoramę miasta. Wtem, spoza
wielkich regałów wyszedł pan Kramkowski. Był tak niski, że na początku w ogóle
go nie zauważyłem. Miał siwe włosy, bezwładnie opadające mu na czoło i był
ubrany w czarny garnitur.
- O, pan musi być
Juliuszem Dworakiem ! Tak się cieszę, że mój drogi przyjaciel wysłał swojego
przedstawiciela. Ale wygląda pan trochę – powiedział robiąc krótką przerwę i
obserwując moje ubranie – nietypowo jak na przedstawiciela ważnej firmy
przewozowej – Mimo wszystko proszę spocząć, a tymczasem ja poproszę gosposię o
zaparzenie kawy i porozmawiamy na temat naszych interesów.
- Ale… Ale ja nie
jestem panem Dworakiem – powiedziałem.
Pan Kramkowski
zatrzymał się w połowie drogi do drzwi.
- Nie ? – zapytał –
To w takim razie kim pan jest ?
Nie wiedziałem co mam
mu odpowiedzieć. Wydaje mi się, że raczej nie zabrzmiały by zbyt dobrze słowa:
„ Dzień dobry, uciekłem z obozu koncentracyjnego i proszę pana o pomoc.” Ale
nic innego nie przyszło mi do głowy.
- Nazywam się Jan
Tyltz… I jestem tutaj po dokumenty… Fałszywe dokumenty… Uciekłem z obozu
koncentracyjnego – powiedziałem.
Pan Władysław
wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem.
- Uciekł pan z obozu
i przeszedł pan tak długą drogę, żeby znaleźć się… - w tym momencie pan Kramkowski pokręcił głową
z niedowierzaniem – Tutaj ?
- To znaczy po drodze
wstąpiłem do pewnego starszego człowieka i on… On mi pana wskazał – rzekłem.
- O tak, to zapewne
był Ludwik, mój znajomy ! Jak się miewa ? – zapytał pan Wacław podchodząc do
biurka i kładąc na stole kilka książek.
- On – zacząłem, choć
trudno mi było o tym mówić – On i jego rodzina nie żyją – dokończyłem – Niemcy
do nas dotarli i… tylko ja uciekłem.
Nie byłem w stanie
popatrzeć temu człowiekowi w oczy. Po prostu nie byłem w stanie. Ale to, co
powiedział bardzo mnie zaskoczyło.
- Chłopcze – zaczął –
Wojna to nie czas na bycie smutnym i sponiewieranym przez łzy. Patrzyłem na
cierpienie drugiego człowieka zbyt długo, żeby teraz rozpaczać – odrzekł – Nie
musisz się niczym martwić. Załatwię ci odpowiednie dokumenty i będziesz miał
nowy dom – dokończył.
- Naprawdę ? –
zapytałem z niedowierzaniem.
- Tak. Nie martw się.
Najgorsze już za tobą – powiedział.
Po raz kolejny
zaskoczyło mnie to, że wojna niesie ze sobą jeszcze taką cechę jak uprzejmość.
- Poza tym Polska już
odlicza dni do kapitulacji Niemiec. Już niedługo, Janku – odparł, poklepując
mnie po plecach – Już niedługo wszyscy będziemy wolni.
- Też w to wierzę –
powiedziałem.
Po pół godzinie byłem
już zupełnie innym człowiekiem. Miałem dom, który tylko czekał na to, aby w nim
zamieszkać.
~Kate Moore
Ten rozdział zdecydowanie chwyta za serce... Świetna robota
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, bo zabawiłaś się w niekonwencjonalny sposób uczuciami głównego bohatera i zrobiłaś to tak dobrze, że czytam już ten rozdział czwarty raz. Super!!
OdpowiedzUsuńWedług mnie to najlepszy rozdział Cudu jaki się pojawił na tym blogu :) Fajnie że pokazujesz coraz bardziej zarys Janka i otaczającego go świata.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący rozdział i jeszcze te metafory - chyba się w tym zakochałam !!!
OdpowiedzUsuńOj chwyciło mnie to za serce, chwyciło i to mocno :( Piękny jest ten rozdział.
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem to opowiadanie jest coraz lepsze no nie wiem jak ty to robisz że udaje ci się aż tak poruszyć innych swoimi słowami. Podziwiam cię ;-)
OdpowiedzUsuń