Na nic już nie miałem
siły. Za każdym razem, gdy próbowałem podnieść tę ciężką łopatę z ziemią, nogi
uginały się pode mną ze zwykłej ludzkiej bezsilności. Za swoimi plecami
słyszałem ostatnie tchnienia starszego człowieka, który nie był w stanie się
podnieść. Przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl, żeby mu pomóc, ale wtem
usłyszałem ciężkie kroki niemieckich oficerów, którzy podnosili głos na nas,
jakbyśmy byli jakimiś dzikimi zwierzętami, które trzeba zagonić do klatki, bo
mogą wyrządzić szkodę innym.
Łzy zaczęły mi powoli spływać po policzku, gdy
zobaczyłem jak ci oficerzy kopią tego biednego człowieka. Powoli obróciłem
głowę i zabrałem się do pracy, ale w uszach wciąż dudniły mi okrutne dźwięki
wychodzące z gardeł tych oficerów. Po kilku minutach klatka cierpiącego
mężczyzny zastygła w bezruchu. Odłożyłem powoli łopatę i zbliżyłem się do tego
człowieka. Miał całą zakrwawioną twarz, a jego oczy bez wyrazu wpatrywały się w
niebo. „ Nr 36670” – przeczytałem klęcząc nad nim. Łzy płynęły mi teraz po
policzku strumieniami. Nie miałem jednak czasu na to, żeby rozpaczać nad losem
drugiego człowieka. Trzy miesiące spędzone w obozie koncentracyjnym sprawia, że
chcę płakać nad samym sobą. Byłem już tutaj zbyt długo, by rozpaczać. Zbyt
długo, by za kimkolwiek tęsknić. Po prostu zbyt długo na wszystko. Spojrzałem w
niebo. Było takie samo jak zawsze, a w zasadzie takie samo od czasu, kiedy
tutaj trafiłem. Niesamowicie smutne. Każdego dni wygląda tak, jakby chciało się
rozpłakać. A gdy już płacze to bardzo
długo, a w zasadzie bezustannie. Odgarnąłem włosy z czoła, poprawiając mój
pasiasty beret i zabrałem się do pracy. Wiedziałem, że w każdej chwili mogą tu
przyjść ci bezduszni oficerzy. Nie chcę mieć z nimi na pieńku. Minęło bardzo
dużo czasu, zanim zorientowałem się, że wołają nas na apel. Za każdym razem,
gdy oblizywałem usta z braku wody, czułem słony smak potu pomieszany ze
słodko-gorzkim smakiem ziemi. Popatrzyłem na ziemię ubita w jedną wielką skałę.
Można powiedzieć, że rowki i wszystkie wgniecenia przypominają schody. Schody
do wolności… Za wysokim kolczastym płotem pod linią wysokiego napięcia
znajdował się zupełnie inny świat. Świat, za którym wszyscy tak tęsknimy. Trawa
wydawała się być bardziej zielona, na drzewach rosło mnóstwo liści, a świat był
po prostu lepszy. Jedynie linia wysokiego napięcia uniemożliwiała mi ucieczkę.
Zresztą o czym ja w ogóle myślę ? Zawsze we wszystkim przegrywam… Uciec też mi
się nie uda. Prędzej zginę. Ale pragnienie okazało się być silniejsze. Jeśli
wszyscy są na apelu, musiałbym jedynie wyłączyć prąd i jakimś cudem dobiec z
jednego do drugiego końca obozu niezauważonym. To niemożliwe… Ale muszę
zaryzykować. Powoli odłożyłem łopatę na miejsce i popatrzyłem w lewo i w prawo.
Ani śladu oficerów ani więźniów. Pobiegłem przed siebie, ile tylko sił w
nogach. Wiedziałem, że nie mogę się zatrzymać, a każdy krok stawiałem
najostrożniej jak tylko mogłem, byleby się nie przewrócić. Byłem już blisko…
Zbyt blisko, żeby się rozmyślić. Energicznie rzuciłem się na drzwi i
pociągnąłem za klamkę, a ta, ku mojemu zdziwieniu ruszyła do przodu, otwierając
przede mną drzwi. Nikogo nie było wewnątrz. Nie miałem czasu, żeby patrzeć na
to, co znajdowało się w środku. Chwyciłem za wajchę, która była odpowiedzialna
za dostarczanie prądu i pociągnąłem ją w dół. Jakaś lampka, która wcześniej
paliła się na czerwono, teraz nie świeciła żadnym blaskiem. Resztkami sił i
tak, by tylko nikt mnie nie zauważył, wróciłem do miejsca, teraz już odrobinę
mniej groźnego, które odgradzało mnie od wolności. Wspiąłem się na sam szczyt
małej wysepki, ale ziemia się pode mną zapadała. Nie miałem wyjścia. Ostrożnie
przeszedłem przez kolczaste ogrodzenie, dotkliwie raniąc się jednak w nogę. Po
raz ostatni spojrzałem na panoramę obozu, zeskoczyłem z ogrodzenia i… byłem
wolny. Ze łzami w oczach i zakrwawioną nogą pobiegłem jak najdalej. Przed
siebie.
~Kate Moore
Genialnie!!!! Nie mam żadnych wątpliwości co do przyszłych rozdziałów "Cudu". Piszesz odważnym i niesamowicie pięknym językiem, a w dodatku przekazujesz tak trudne rzeczy w sposób łatwy i zrozumiały. Zakochałam się w tym! <3
OdpowiedzUsuńPo prostu czapki z głów... Chciałabym powiedzieć coś więcej, lecz boję się że tym samym ujmę coś temu opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńjestem w podobnej sytuacji co koleżanka wyżej. Skoro jesteśmy już na pierwszym rozdziale, a on jest już tak wciągający to nie chcę wiedzieć co będzie dalej
OdpowiedzUsuńOpłaciło się czekać do dnia dzisiejszego, żeby przeczytać coś tak niesamowitego ! Świetnie :))
OdpowiedzUsuńZapowiada się hit na miarę "Skrzypka" ! I takie małe pytanko:Kiedy kolejny rozdział ?(prosze was nie męczcie nas długo i opublikujcie nawet jutro :*)
OdpowiedzUsuńNa następny rozdział zapraszamy wszystkich już w sobotę :) W międzyczasie możecie liczyć jednak na wiersz ze strony współautorki tego bloga, który zdecydowanie umili Wam oczekiwanie. Bądźcie cierpliwi!
UsuńAch uwielbiacie trzymać swoich czytelników napięciu i nie robicie wszystkiego w jeden tydzień ;-) to bardzo dobrze, przynajmniej mamy na co czekać..
Usuń