- Chcesz odwiedzić
swoją rodzinę ? – zapytała Stefania, patrząc mi głęboko w oczy.
Bardzo długo się nad
tym zastanawiałam. Naprawdę bardzo długo. Za każdym razem myślałem, co
powiedziałbym moim rodzicom, gdybym ich w końcu spotkał. Czy byłbym w ogóle w
stanie ubrać cokolwiek w słowa ? Ale zdecydowałem, że nie mogę przez cały czas
uciekać od tego spotkania.
- Tak – zacząłem –
Nie widziałem moich rodziców od paru miesięcy. Ja po prostu muszę wierzyć, że
wszystko będzie tak jak dawniej. A spotkanie z rodzicami to pierwszy krok do
zapomnienia – odrzekłem.
- Jesteś tego pewien,
że w ogóle będziesz w stanie zapomnieć o tych wszystkich ludziach, których tam
zobaczyłeś ? O tej nienawiści, o której mi opowiadałeś ? Jesteś w stanie to
uczynić ? – Stefania była niemało zdziwiona.
Wiedziałem, że nie
jestem w stanie tego uczynić i że nigdy o tym nie zapomnę. Czułem się zgorszony
swoją osobą. Po raz kolejny.
- Myślę… -
westchnąłem – Myślę… że nigdy nie zapomnę o tych ludziach. A zwłaszcza o tym
duchownym. Nie byłbym w stanie.
Stefania wstała z
ławki podeszła do pomnika swojego brata, pogładziła zimny marmur i z powrotem
wróciła do mnie.
- Możesz próbować,
Janku – powiedziała – Możesz próbować. Ale głosu swojego sumienia i tak nie
zagłuszysz. Ono będzie ci cały czas w głowie o tym przypominać. Nie zapomnisz o
tym. Uwierz mi. Wiem, bo sama próbuję… Sama próbuję zapomnieć o wydarzeniach z
ostatnich kilku dni… Ale głos sumienia zawsze powraca. Zawsze…
Wiedziałem, że ma
rację. Bardzo dobrze to wiedziałem. Przez chwilę jednak nie wiedziałem co
odpowiedzieć.
- Dziękuję, że to
mówisz – odparłem – Jesteś jedyną osobą na tym świecie, z którą mogę teraz
porozmawiać. Wiem, że nie jesteśmy sobie specjalnie bliscy, ale nie mam zbyt
wielu ludzi za swoich przyjaciół. Zwłaszcza po obozie. I zwłaszcza, że
większość z nich nie żyje…
- Oboje przeżyliśmy
już zbyt dużo, żebyśmy teraz byli na tym świecie sami – powiedziała – Bardzo
chciałabym pójść do twoich rodziców razem z tobą. Czy mogłabym ci potowarzyszyć
?
Bardzo dobrze wiedziałem,
co chcę jej odpowiedzieć. „Przykro mi, ale wydaje mi się, że chciałbym sam
porozmawiać z moimi rodzicami”. Nie byłem jednak w stanie tak powiedzieć. Jakiś
głos w mojej głowie podpowiadał mi, żebym zabrał ją ze sobą.
- Będę bardzo
szczęśliwy, jeśli pójdziesz ze mną – powiedziałem.
Drogę do kamienicy, w
której spędziłem najlepsze chwile w moim życiu, znałem na pamięć. Nie zajęło
nam dużo czasu, by trafić do tego miejsca. Już po pół godzinie poznałem
charakterystyczną brązową budowlę z czerwonym dachem. Mimo wojny ta dzielnica
Krakowa nigdy się nie zmieniła. Cały czas przyciągała takim domowym ciepłem.
Wyczuwałem to już na odległość. Otworzyłem wielkie, drewniane drzwi i weszliśmy
do środka. Ruszyliśmy schodami na pierwsze piętro i stanęliśmy przed drzwiami
pomalowanymi na biało. „O wiele inaczej je zapamiętałem. Były chyba brązowe.
Pewne moim rodzicom znudziły się stare przyzwyczajenia.” Zapukałem do drzwi,
gdy nagle stanął w nich jakiś młody mężczyzna, trzymający w ustach cygaro
pokaźnych rozmiarów. Nie wiem kim był, ale z pewnością nie przypominał mi
mojego ojca. Powiedział do mnie niskim tonem głosu:
- Czego tutaj szukasz
?
W jednej chwili
poczułem, że chcę stąd jak najszybciej uciekać. Prawdopodobnie bym uciekł,
gdyby nie Stefania.
- Gdzie są właściciele
tego mieszkania ? – zapytała.
- Nie wiem
–powiedział z nonszalancją – Mieszkam tutaj od niedawna – po czym głośno
zatrzasnął za sobą drzwi.
- Janek ? –
usłyszałem za sobą krzyk jakiejś kobiety i jak najszybciej się obróciłem. W
drzwiach stała moja sąsiadka, z czasów
gdy jeszcze tutaj mieszkałem. Pani Grabowska.
- Ty żyjesz ? –
wykrzyknęła z niedowierzaniem, po czym mnie przytuliła i podała rękę Stefanii.
–Wchodźcie, wchodźcie !
Przy stole siedział
pan Grabowski i powiedział:
- Siadajcie – po czym
podał mi rękę – Jak dobrze cię widzieć po tym wszystkim…
Mimo że byli dla nas
bardzo mili, dobrze wiedziałem, że coś tu nie pasuje.
- Gdzie są moi
rodzice ? – zapytałem.
Państwo Grabowscy
nagle spochmurnieli i wbili wzrok w ścianę. Nagle starsza kobieta podeszła do
staromodnej komody, wyciągnęła z niej kopertę i powiedziała :
- Twoi rodzice zostawili
to przed…
Otworzyłem kopertę.
Nie… To niemożliwe. Nagle poczułem jak nogi się pode mną uginają. Upadłem na
podłogę i słyszałem tylko moje imię jakby przez mgłę. „ Janek, Janek !”
Zobaczyłem światło. Czy już umarłem… ? Skoro oni odeszli ja również powinienem
być martwy.
~Kate Moore
Brak słów...Po prostu kompletny brak słów... Utrzymujesz mnie w przekonaniu że to co piszesz jest najlepszym opowiadaniem z czasów II Wojny Światowej jakie dane mi było czytać. Piszesz tak jakbyś to przeżyła...Coś niesamowitego...
OdpowiedzUsuńPiękny i bardzo poruszający rozdział. Jestem bardzo ciekawa jak to się wszystko skończy dla Janka i Stefanii!
OdpowiedzUsuńCud od początku kojarzył mi się z piosenką Lany Del Rey pod tytułem "Without You". Podobny klimat, a tekst jest bardzo związany z tym co tu piszesz (plus super rozdzialik <33)
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział z wszystkich ! Najbardziej treściwy,najdoskonalszy,najbardziej perfekcyjny-zakochałam się w tym!!!!
OdpowiedzUsuńCudny, cudny i jeszcze raz cudny :*** "Oboje przeżyliśmy już zbyt dużo, żebyśmy teraz byli na tym świecie sami" i do tego ta niesamowita impresja
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału, ja naprawdę czuję się jakbym w tym wszystkim z bohaterami była.Bardzo fajny ten siódmy rozdział
OdpowiedzUsuń