wtorek, 30 września 2014

79. "Cud" - Rozdział 7


- Chcesz odwiedzić swoją rodzinę ? – zapytała Stefania, patrząc mi głęboko w oczy.

Bardzo długo się nad tym zastanawiałam. Naprawdę bardzo długo. Za każdym razem myślałem, co powiedziałbym moim rodzicom, gdybym ich w końcu spotkał. Czy byłbym w ogóle w stanie ubrać cokolwiek w słowa ? Ale zdecydowałem, że nie mogę przez cały czas uciekać od tego spotkania.

- Tak – zacząłem – Nie widziałem moich rodziców od paru miesięcy. Ja po prostu muszę wierzyć, że wszystko będzie tak jak dawniej. A spotkanie z rodzicami to pierwszy krok do zapomnienia – odrzekłem.

- Jesteś tego pewien, że w ogóle będziesz w stanie zapomnieć o tych wszystkich ludziach, których tam zobaczyłeś ? O tej nienawiści, o której mi opowiadałeś ? Jesteś w stanie to uczynić ? – Stefania była niemało zdziwiona.

Wiedziałem, że nie jestem w stanie tego uczynić i że nigdy o tym nie zapomnę. Czułem się zgorszony swoją osobą. Po raz kolejny.

- Myślę… - westchnąłem – Myślę… że nigdy nie zapomnę o tych ludziach. A zwłaszcza o tym duchownym. Nie byłbym w stanie.

Stefania wstała z ławki podeszła do pomnika swojego brata, pogładziła zimny marmur i z powrotem wróciła do mnie.

- Możesz próbować, Janku – powiedziała – Możesz próbować. Ale głosu swojego sumienia i tak nie zagłuszysz. Ono będzie ci cały czas w głowie o tym przypominać. Nie zapomnisz o tym. Uwierz mi. Wiem, bo sama próbuję… Sama próbuję zapomnieć o wydarzeniach z ostatnich kilku dni… Ale głos sumienia zawsze powraca. Zawsze…

Wiedziałem, że ma rację. Bardzo dobrze to wiedziałem. Przez chwilę jednak nie wiedziałem co odpowiedzieć.

- Dziękuję, że to mówisz – odparłem – Jesteś jedyną osobą na tym świecie, z którą mogę teraz porozmawiać. Wiem, że nie jesteśmy sobie specjalnie bliscy, ale nie mam zbyt wielu ludzi za swoich przyjaciół. Zwłaszcza po obozie. I zwłaszcza, że większość z nich nie żyje…

- Oboje przeżyliśmy już zbyt dużo, żebyśmy teraz byli na tym świecie sami – powiedziała – Bardzo chciałabym pójść do twoich rodziców razem z tobą. Czy mogłabym ci potowarzyszyć ?

Bardzo dobrze wiedziałem, co chcę jej odpowiedzieć. „Przykro mi, ale wydaje mi się, że chciałbym sam porozmawiać z moimi rodzicami”. Nie byłem jednak w stanie tak powiedzieć. Jakiś głos w mojej głowie podpowiadał mi, żebym zabrał ją ze sobą.

- Będę bardzo szczęśliwy, jeśli pójdziesz ze mną – powiedziałem.

Drogę do kamienicy, w której spędziłem najlepsze chwile w moim życiu, znałem na pamięć. Nie zajęło nam dużo czasu, by trafić do tego miejsca. Już po pół godzinie poznałem charakterystyczną brązową budowlę z czerwonym dachem. Mimo wojny ta dzielnica Krakowa nigdy się nie zmieniła. Cały czas przyciągała takim domowym ciepłem. Wyczuwałem to już na odległość. Otworzyłem wielkie, drewniane drzwi i weszliśmy do środka. Ruszyliśmy schodami na pierwsze piętro i stanęliśmy przed drzwiami pomalowanymi na biało. „O wiele inaczej je zapamiętałem. Były chyba brązowe. Pewne moim rodzicom znudziły się stare przyzwyczajenia.” Zapukałem do drzwi, gdy nagle stanął w nich jakiś młody mężczyzna, trzymający w ustach cygaro pokaźnych rozmiarów. Nie wiem kim był, ale z pewnością nie przypominał mi mojego ojca. Powiedział do mnie niskim tonem głosu:

- Czego tutaj szukasz ?

W jednej chwili poczułem, że chcę stąd jak najszybciej uciekać. Prawdopodobnie bym uciekł, gdyby nie Stefania.

- Gdzie są właściciele tego mieszkania ? – zapytała.

- Nie wiem –powiedział z nonszalancją – Mieszkam tutaj od niedawna – po czym głośno zatrzasnął za sobą drzwi.

- Janek ? – usłyszałem za sobą krzyk jakiejś kobiety i jak najszybciej się obróciłem. W drzwiach stała moja sąsiadka,  z czasów gdy jeszcze tutaj mieszkałem. Pani Grabowska.

- Ty żyjesz ? – wykrzyknęła z niedowierzaniem, po czym mnie przytuliła i podała rękę Stefanii. –Wchodźcie, wchodźcie !

Przy stole siedział pan Grabowski i powiedział:

- Siadajcie – po czym podał mi rękę – Jak dobrze cię widzieć po tym wszystkim…

Mimo że byli dla nas bardzo mili, dobrze wiedziałem, że coś tu nie pasuje.

- Gdzie są moi rodzice ? – zapytałem.

Państwo Grabowscy nagle spochmurnieli i wbili wzrok w ścianę. Nagle starsza kobieta podeszła do staromodnej komody, wyciągnęła z niej kopertę i powiedziała :

- Twoi rodzice zostawili to przed…

Otworzyłem kopertę. Nie… To niemożliwe. Nagle poczułem jak nogi się pode mną uginają. Upadłem na podłogę i słyszałem tylko moje imię jakby przez mgłę. „ Janek, Janek !” Zobaczyłem światło. Czy już umarłem… ? Skoro oni odeszli ja również powinienem być martwy.

~Kate Moore

6 komentarzy:

  1. Brak słów...Po prostu kompletny brak słów... Utrzymujesz mnie w przekonaniu że to co piszesz jest najlepszym opowiadaniem z czasów II Wojny Światowej jakie dane mi było czytać. Piszesz tak jakbyś to przeżyła...Coś niesamowitego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny i bardzo poruszający rozdział. Jestem bardzo ciekawa jak to się wszystko skończy dla Janka i Stefanii!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cud od początku kojarzył mi się z piosenką Lany Del Rey pod tytułem "Without You". Podobny klimat, a tekst jest bardzo związany z tym co tu piszesz (plus super rozdzialik <33)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepszy rozdział z wszystkich ! Najbardziej treściwy,najdoskonalszy,najbardziej perfekcyjny-zakochałam się w tym!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny, cudny i jeszcze raz cudny :*** "Oboje przeżyliśmy już zbyt dużo, żebyśmy teraz byli na tym świecie sami" i do tego ta niesamowita impresja

    OdpowiedzUsuń
  6. Po przeczytaniu tego rozdziału, ja naprawdę czuję się jakbym w tym wszystkim z bohaterami była.Bardzo fajny ten siódmy rozdział

    OdpowiedzUsuń