wtorek, 23 września 2014

76. "Cud" - Rozdział 5


Stefania leżała  teraz na bladoróżowej sofie w jakimś niedużym i obskurnym pomieszczeniu. Jak powiedział lekarz, miała wielkie szczęście, że tak szybko ją opatrzył i że kula ominęła najważniejsze narządy. Mówił, że gdyby nie ja, mogłaby już nie żyć… Nie czułem się jednak bohaterem. Wtem usłyszałem głos jakiegoś człowieka za oknem, więc natychmiast je otworzyłem, wpuszczając choć trochę świeżego powietrza.

- Ludzie ! – wrzeszczał ile sił w płucach  - Ludzie ! Niemcy podpisały akt kapitulacji ! – człowiek ten uniósł wysoko w górę biało- czerwoną flagę – Jesteśmy wolni !

Poczułem jak po policzkach spływają mi łzy. Pan Kramkowski miał rację. Wolność w końcu nadeszła i zaskoczyła wszystkich swoją obecnością. Za swoimi plecami usłyszałem ciche pomrukiwanie. Odwróciłem się. Stefania otworzyła oczy, po czym złapała się za głowę.

- Gdzie ja jestem ? – zapytała podpierając się łokciami i po chwili siadając na łóżku.

- Jesteśmy – łzy wciąż nie dawały mi spokojnie mówić – jesteśmy w domu pewnego bardzo dobrego człowieka – rzekłam – Dzięki niemu żyjesz… Dzięki niemu oboje żyjemy.

Stefania pokręciła głową, jakby nie mogła uwierzyć w to, co mówię.

- Ja muszę – zaczęła – Ja chcę pić – powiedziała.

Podszedłem do małej szafki, napełniłem małą szklankę wodą i ostrożnie jej podałem. Gdy już się napiła, przypomniałem sobie o tak wielu rzeczach, które chciałbym jej powiedzieć i przeprosić.

- Jesteśmy wolni – rzekłem – Wojna się skończyła.

Znowu tak na mnie popatrzyła. Tym swoim dziwacznie buntowniczym, a zarazem smutnym wzrokiem. Mimo tego, jej oczy były teraz inne. Jakby trochę bardziej szczęśliwe, tylko odrobinę przysłonięte mgłą śmierci całej jej rodziny.

- Naprawdę ? – uśmiechnęła się do mnie niepewnie – To już koniec wojny ?

Pokiwałem głową.

Stefania spojrzała mi po raz kolejny prosto w oczy i rzekła:

- Przepraszam, że tak o tobie mówiłam. Nic już nie wróci życia mojej rodzinie. Nie chcę szukać zemsty.

Po jej słowach równie dobrze mogłem już wyjść. Bo co mnie niby miało tutaj trzymać ? Usłyszałem już przeprosiny od dziewczyny, której w ogóle nie znam i wiem, że nie będzie się mścić. Ale mimo wszystko chciałem zostać.

- Powiedz mi – zacząłem – Powiedz mi jak to się stało, że uciekłaś ? I… żyjesz ?

Oczy Stefanii znów zrobiły się smutne. Usiadła na łóżku i gestem pokazała mi, bym usiadł obok niej.

- Nie pamiętam wszystkiego zbyt dobrze – w jej głosie słyszałem nutę goryczy –Chociaż to było zaledwie dwa dni temu… Gdy przyszli oficerzy… - Stefania potarła oczy, z których cały czas spływały łzy – Ja schowałam się w szafie. Tak bardzo chciałam żyć… - jej głos się załamał – Ale… Ale oni mnie znaleźli. Pamiętam wzrok jednego z nich. Powiedział, że chce, żebym trochę pocierpiała i specjalnie strzelił w lewy bok. Upadłam na ziemię. I słyszałam tylko jak przeszukują cały dom. Myślałam, że w końcu któryś z nich przyjdzie i mnie zastrzeli. Tym razem skutecznie. Ja… Modliłam się o śmierć – powiedziała, po czym schowała głowę pod poduszką.

Słowa, które mówiła dochodziły do mnie dopiero teraz.

- Stefania – zacząłem, łapiąc ją za ramię – Proszę cię nie płacz.

To, co powiedziałem wydawało się jednak cyniczne. Prosiłem ją, by nie płakała, gdy tak naprawdę ja też nie miałem na nic siły. Dziewczyna jednak nie podnosiła się z łóżka. Unikała mojego dotyku. To moja ucieczka sprawiła, że musiała tyle przejść. To przeze mnie…

- Ja muszę na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza – powiedziałem podnosząc się powoli.

- Ale przyjdziesz jeszcze tutaj ? – Stefania odłożyła na chwilę poduszkę i odwróciła się w moją stronę – Obiecaj mi to.

- Obiecuję – odparłem, po czym bez zbędnych słów opuściłem te małe pomieszczenie. W drzwiach minąłem się z panem Wacławem. Uścisnął moją rękę i powiedział :

- Wolność ! Wolność, Janku !

Uśmiechnąłem się do niego i odrzekłem tylko :

- Za niedługo wrócę. Ja muszę… - wskazałem na drzwi – Wyjść na dwór…

Pan Kramkowski pokiwał głową i poszedł załatwiać swoje sprawy. Gdy otworzyłem drzwi, od razu poczułem, że świat jest wolny. Ludzie zaczęli się do siebie szczerze uśmiechać od niepamiętnych czasów. Dzisiejszy dzień po prostu zmienił wszystko. Nagle poczułem silne uderzenie po plecach. Odwróciłem się. Za mną stał uśmiechnięty od ucha do ucha brunet wpatrujący się we mnie z wyczekiwaniem. No tak… „kolega” z obozu… Bronek.

- Janek, nie poznajesz już kolegów ? – powiedział to tak głośno, że czułem na sobie wzrok wszystkich ludzi.

- Cześć – odparłem beznamiętnie – Witaj wśród żywych.

- Witam, witam ! – wciąż krzyczał głośno – A co się z tobą działo ?

- Ach tak – zacząłem – Wiesz, przeniesiono mnie do Fabryki Sztućców Wagnera, a stamtąd udało mi się uciec…

- Czyli że nie słyszałeś o tym uciekinierze ? – spytał.

- Jakim uciekinierze ? – musiałem udawać zdziwionego. Dobrze wiedziałem, że to ja jestem tym uciekinierem.

- Dziesięć osób za niego poszło… Świętej pamięci – powiedział unosząc oczy ku górze.

- O czym ty mówisz ? – wykrzyknąłem.

- Dziesięć osób zginęło za niego w bunkrze głodowym. A jakiś duchowny nawet sam wybrał sobie śmierć… Gdy wybrali jakiegoś młodego, on powiedział, że pójdzie za niego… Samobójca… Mam nadzieję, że ten uciekinier będzie się smażyć w piekle – powiedział.

Zakręciło mi się w głowie. Powoli odszedłem od Bronka, słysząc za sobą, jak on coś do mnie wykrzykuje. Czułem się jakbym był w jakimś amoku. Dziesięć osób… Dziesięć osób zginęło, żebym ja mógł teraz chodzić po tym mieście… Kosztować tej wolności… A ten duchowny musiał być świętym. Oddał życie za kogoś, kogo pewnie nawet nie znał. Poszedłem przed siebie i usiadłem na jakiejś ławce. Przede mną cały dzień na rozmyślanie.

~Kate Moore

7 komentarzy:

  1. Czytając to przez chwilę poczułam się jakbym sama przy tym wszystkim była... Piękne, wzruszające, no jednym słowem idealne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabym czytać te opowiadanie cały czas i wątpię czy kiedykolwiek by mi się znudziło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał. Po prostu łał. Z reguły nie płaczę czytając cokolwiek, ale to naprawdę doprowadziło mnie do łez... Potrafisz pokazać największe wartości w Cudzie za pomocą kilku prostych słów.Super

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba mieć niemałą odwagę, by pisać o tak trudnych i odważnych rzeczach, a zwłaszcza jeśli chodzi o czas drugiej Wojny Światowej. Szkoda że jesteśmy już na półmetku nawet nie spostrzegłam się, że powoli zbliżamy się do końca... Znakomity rozdział !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Monolog Stefanii dosłownie rozbił mnie na miliard kawałków.. Nie wiem czy kiedykolwiek byłabym w stanie ująć takie uczucia w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zanim zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, dość długo czytałam o św.Maksymilianie Kolbe i jest to niesamowita postać. Wybrałaś chyba idealny film i idealną postać, aby w świecie,w którym takie wartości jak te absolutnie nie są wyznawane, ujrzały światło dzienne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach obiecałam sobie że się znów nie poryczę czytając następny rozdział Cudu, ale znów się nie udało ;-) Przepiękny i bardzo wzruszający rozdział

    OdpowiedzUsuń