166. "Rany"
"Rany"
Kropla wiosennego deszczu subtelnie i powoli zsunęła się z
zielonego liścia upadając, na zwilżoną rosą soczystą trawę. Prawie niewidzialna
mgła utrzymująca się nisko nad ziemią utworzyła kruchą sieć. Drzewa i kwiaty
tworzyły cichą symfonię poruszającą się to na prawo, to na lewo. Nie ciesząc
się przestrzenią wokół niej, przemierzała bezkresną drogę z oczami
przemoczonymi łzami, które wsiąkały w jej biały i zniszczony sweter. Była
obdarta z marzeń i nadziei, która wypadła z jej plecaka gdzieś po drodze.
Wyśniła sobie piękne życie, którego nigdy nie udało jej się przeżyć. Wszystko,
co kiedyś było ważne, dziś już się nie liczyło. Czuła odrazę do świata i
wszystkich stworzeń, które stąpały po ziemi. Ludzie ją zranili i odeszli,
pozostawiając samą jak chorągiewkę ustępującej ogromnej sile wiatru. Była
upadłym aniołem z ukrytymi gdzieś głęboko skrzydłami, które nie umiały latać. Głosy magicznych istot w jej głowie powoli
doprowadzały ją do śmierci. Każdego dnia wiązała na swojej drodze niewidzialną
pętlę, którą bardzo bała się zacisnąć. Nie wiedziała, czym jest szczęście. Było
to dla niej aż tak nieznane uczucie, że nie potrafiła podać nawet definicji
tego słowa.
„Zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym” – powtarzała sobie każdej
nocy. Ale zaraz potem przychodziły wspomnienia, które właśnie wtedy bolały
najbardziej. Żyła, choć tak naprawdę kolor okularów przez jakie patrzyła,
barwiły świat na czarno. Ból przeszywający ją od środka był tak silny, że nie
widziała sensu stawiania kolejnych kroków. Była osobą, która przez cały czas
myślała o śmierci. Grała w taką rosyjską ruletkę, w którą była uwikłana sama ze
sobą. Jej życie było smutne. Jej świat był smutny. Nie chciała się oszukiwać.
Cokolwiek dobrego przydarzyło się jej w życiu nie zostawało u niej na dłużej.
Wciąż przychodziły do niej koszmary. Ona biegnąca środkiem ulicy ubrana w białe
poplamione krwią szaty. I samochód, który prowadził ją do miejsca, którego nie
znała. Wiedziała dobrze, że nie ma ludzi szczęśliwych. Są tylko tacy, którzy
ich udają. Próbują się dopasować do tego
świata i tak na darmo. Stanęła na szczycie wielkiego wzniesienia.
Niewidzialna
postać złapała ją za rękę, ciągnąc w dół. „Chodź za mną” wyszeptała. A ona w
swej naiwności skoczyła.
Jedne z najpiękniejszych opowiadań, z przepięknym morałem i pouczeniem, które daje nam do zrozumienia bardzo jasno, gdzie tak naprawdę zmierza świat. Kate, ty piszesz nie tylko piękne wiersze, które w najcudowniejszy sposób opisują otaczające nas życie, ale również piszesz cudowne opowiadania, czy One Shooty (nie wiem do końca, jak to się fachowo nazywa). Podziwiam cię absolutnie i uważam, że „Rany” kryje w sobie więcej mądrości niż niejedna długa książka.
OdpowiedzUsuńKiedy czytam te opowiadanie, momentalnie przywołuję sobie w pamięci cytat z twojego wiersza „Umieralnia”, który uważam za ogromny majstersztyk: „Dla żywych życie jest, dla tych, co im już serc braknie-umieralnia. Dziś oddychasz pełną piersią, jutro zimny sam leżysz, wszystkich to spotka, nawet Ciebie-bez wahania”. Ten cytat w idealny sposób podsumowuje to opowiadanie. A co do „Ran”-Kate, nie potrafię opisać piękna tego opowiadania w żaden racjonalny sposób. To jest po prostu coś najpiękniejszego w świecie.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że „Rany” to taki monolog wewnętrzny pewnej osoby, choć tutaj jest sugerowany rodzaj żeński, to może być to równie dobrze rodzaj męski. Jest to osoba, która na pewno wiele straciła, z uwagi na te wszystkie rzeczy, które wypowiada osobom czytającym, ale równocześnie nie jest to dla niej takie jasne, że śmierć jest wyjściem z tej sytuacji, w której się znalazła. Nie można się nie zakochać w tym opowiadaniu, bo pokazuje największą życiową wartość, o którą należy cały czas walczyć- chodzi mi oczywiście o szczęście. Super elegancko! :-)
OdpowiedzUsuń