sobota, 14 lutego 2015

134. "Wiolonczela" Rozdział II



Tego dnia śnieg rozleniwił się na dobre i postanowił, że zostanie nad ziemią, w chmurach. Jakoś nie miał ochoty na spadanie na ziemię.
Kaszel po raz kolejny ściskał moje płuca. Ech, a ledwo co wyzdrowiałam i miałam nacieszyć się mrozem. Mama od rana wychodziła z domu, wracała, wychodziła, wracała, wychodziła… Z każdym powrotem zdawała się być bardziej wystraszona i blada. Ja, nie mając lepszego zajęcia, zamiatałam podłogę w domu, nucąc pod nosem.

Kiedyś Mama nie pozwalała mi się przemęczać. Chciała zrobić wszystko za mnie i nie pozwalała mi ruszać się z łóżka. Teraz, gdy miałam już prawie osiemnaście lat, skończyła ze swoim… „Marudzeniem”. Nie miałam męża, ani nawet narzeczonego, a moje słabe zdrowie znane było wszystkim ludziom w wiosce. Żaden z mężczyzn nie pragnął żony, która jest tak delikatna i może nawet nie zdoła urodzić jego dzieci…
Powracając do tamtego dnia, moja mama wyglądała na coraz bardziej roztrzęsioną. W pewnej chwili nie wytrzymałam i zastawszy ją w drzwiach, zapytałam:
 - Mamo, co się dzieje?
Ona spuściła wzrok, wykrzywiając z lekka usta. Jej mimika zdawała się podkreślać fakt, że nie chce ze mną rozmawiać. Ale ja nie chciałam dać za wygraną.
 - Mamo. Co się dzieje? – spytałam ponownie, wpatrując się w nią.
 - To sprawy dorosłych i nie powinnaś się w nie mieszać… - mruknęła cicho, marszcząc brwi.
 - Jestem już prawie dorosła i chyba powi-…
 - ‘Prawie’ robi wielką różnicę.
Podirytowana, wyprostowała się i przeszła obok mnie, głośno stukając obcasami o podłogę. Zawsze, gdy była zła, albo chciała podkreślić, że jest silna i niezależna, stukała butami jak najgłośniej się dało. Ja wszystko zrozumiem, ale dlaczego by wyładowywać agresję na drewnie…
Wiedząc, że dziś nie uda mi się dowiedzieć, co się stało i dlaczego mama zachowuje się w taki dziwny sposób, poszłam do swojego pokoju i opadłam na łóżko. Kolejny dzień za mną. Nie czułam się potrzebna, ani w jakikolwiek sposób spełniona. Nie zrobiłam nic, poza pozamiataniem podłogi. Tak czy siak, nie miałam lepszych zajęć na dziś, więc zamknęłam oczy i zasnęłam.
*
Od paru dni budziłam się w środku nocy. Za każdym razem zroszona potem.
Koszmary nie są niczym przyjemnym.
Sama nie wiem, co mogło być ich przyczyną. Może fakt, że martwiłam się o Mamę i jej dziwne zachowanie? Tak czy siak, gdy wszystko w okolicy spało, ja przesiadywałam przy oknie i wpatrywałam się w biały puch. Tylko szyba dzieliła mnie i śnieg. Tylko jedna, głupia szyba…
Wpatrywałam się tak znudzona, starając się uspokoić i usnąć po raz kolejny. Gdy powieki zaczęły powolnie opadać, ujrzałam coś w oddali. Ciemna sylwetka, majacząca spory kawał stąd. Stworzenie poruszało się na dwóch nogach, tak więc mogłam wykluczyć wszelkie sarny, dziki czy tym podobne zwierzęta.
Na dwóch nogach. Czyli musiał być to człowiek.
Najwyraźniej nie tylko ja w tej wiosce miałam problemy ze snem. Cóż, w jakiś sposób mnie to pocieszało, ale jednocześnie męczyła mnie ciekawość. Któż to taki znowu? Raczej nie kobieta… No bo jaka panna wyszłaby tak w środku nocy poza dom? Za wysokie na dziecko… Czyli pozostaje mężczyzna. No ale kto normalny oddalałby się tak bardzo od wioski? W obliczu niebezpieczeństwa każdy metr stawał się okropnie długą trasą i próba prędkiego powrotu do domu wydawała się bezsensowna. Tak więc mamy do czynienia albo z lunatykiem, albo z kimś żądnym przygód.
Wpatrywałam się w kształt jeszcze przez kilkanaście minut, opierając głowę na splecionych dłoniach. W końcu, powieki zmęczone swoją całodniową pracą, opadły, a wkrótce po tym przyszedł i sen. I gdy już tak przysypiałam, zdawało mi się, że tajemnicza sylwetka jest teraz większa i bliższa.

 ~Victoria Blanc

5 komentarzy:

  1. Coraz lepsza się zaczyna robić ta "Wiolonczela"! Najlepsze są chyba te tajemnicze opisy, przez co ja jako czytelniczka nie jestem w stanie ocenić, co wydarzy się dalej. Szkoda, że kolejny rozdział dopiero za dwa tygodnie, bo nie ukrywam, że bardzo zaciekawiła mnie ta końcówka... No cóż, widocznie będę musiała poczekać. Super ten 2 rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry rozdział, podoba mi się w nim chyba najbardziej jego długość, bo nie chciałaś nas jakoś specjalnie zadręczać długimi zdaniami i temu podobnymi rzeczami. Jestem ciekawa, co wydarzy się już wkrótce z tą dziewczyną i jej matką. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Skrzypek" i "Cud" były tak wielkimi arcydziełami, że bałam się, że nic już nie będzie w stanie powtórzyć tego fenomenu, ale teraz gdy zagłębiam się w "Wiolonczelę" i czytam kolejne sekwencje słów, dochodzę do wniosku, że to też będzie fenomenem tego bloga. Nie mogę się już doczekać trzeciego rozdziału !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio zdecydowanie zaczęłam zaniedbywać waszego bloga i teraz mam tak wiele niesamowitych utworów wierszowanych do przeczytania no i jeszcze "Wiolonczela". Victorio, to opowiadanie to jednym słowem strzał w dziesiątkę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że mam podobnie jak moja poprzedniczka, bo w natłoku różnych obowiązków sama też zaniedbywałam waszego bloga i nie pojawiałam się na nim tak często, no i w rezultacie ominęłam konkurs Blog Roku :( No ale co do opowiadania, to dosłownie mnie zamurowało. Masz taki piękny język pisany, że jak to czytam to mam wrażenie, jakbym zanurzała się w jakąś książkową rzeczywistość dojrzałej pisarki. Bardzo dobry rozdział!

    OdpowiedzUsuń