sobota, 14 marca 2015

144. "Wiolonczela" Rozdział IV



Półmrok. Kobieta siedzi i wygląda za okno.
- Mamo, co się dzieje? – pyta dziewczynka.
- Wydaje mi się, że oni wrócili zza wioski.
- Wrócili? Wspaniale! Tyle czasu czekałam, żeby pobawić się z Samuelem!
- Samuel nie jest teraz w dobrym nastroju.
- Niby dlaczego?
- Sama wiesz… Przez tamten wypadek… On teraz musi…
- Jeździć za wioskę?
- Tak. A przecież wiemy, że jest na to za młody.

*
Nie chciałam otwierać oczu. Czułam się jakoś tak… Dziwnie. Jak mogłam o tym zapomnieć? Przez ostatnie lata sporo chorowałam i rzadko kiedy wychodziłam z domu, a że ludziez wioski zbytnio nie interesowali się ani mną, ani moją mamą, nikt mnie nie odwiedzał. Od czasu do czasu mamie zdarzało się pójść do sąsiadki na herbatę. Ale ona nie chciała odwiedzać mamy- jakoś niespecjalnie miała ochotę zarazić się „jakimś paskudztwem od tej leniwej dziewuchy”. Leniwa dziewucha… Przecież starałam się pracować tak wiele, jak mogłam.
 - Halo! Hej, dziewczę, żyjesz jeszcze?
Przez me ciało przebiegł dreszcz, powieki podniosły się nagle. Rażące światło uderzyło w moje oczy. Czułam się jak sparaliżowana. Przez pierwsze sekundy nie potrafiłam zdobyć się na jakiekolwiek słowa. To dziwne, ale miałam wrażenie, że moje źrenice praktycznie znikły przez jasne strugi uderzające w twarz.
 - Wszystko dobrze? Hej, słyszysz mnie?
Przetarłam dłonią oczy i pisnęłam cicho, powolnie się podnosząc. Niepewna rozejrzałam się w koło. Rozmazane kształty powoli formowały się w krzesło, biurko, a w końcu w postać stojącą tuż przy łóżku, na którym leżałam. Zamrugałam parę razy, jakby chcąc się upewnić, że wzrok mnie nie myli. Ale postać stała się już całkiem wyraźna. A jednak! Właściciel błękitnych oczu.
 - T-tak… - mruknęłam, pocierając dłonią ramię. Nadal byłam obolała. Jednak gdy te oczy wpatrywały się we mnie tak intensywnie, nie odczuwałam bólu w pełni. Jakby go koiły.
 - Ufff, to dobrze. Bałem się, że coś się tobie stało. – młody mężczyzna uśmiechnął się, rozglądając w koło – Wybacz, że tyle to trwało, ale nie miałem pojęcia, w którym domu mieszkasz. Musiałem znaleźć kogoś, kto by mi pomógł.
 - …pomógł?
 - No tak. Jakby na to nie spojrzeć, zemdlałaś kawałek od wioski i nie miałem pewności, w którym domu mieszkać. Ale jakiś chłopak wskazał mi ten dom i-…
 - Chłopak?
 - Tak, chłopak. Coś w tym dziwnego? – nieznajomy uniósł brwi zaskoczony.
 - N-nie, nic takiego… A jaki chłopak?
 - Ech, nie miałem czasu, aby pytać go o imię! – prychnął i przewrócił oczyma – Taki tam sobie, wysoki chłopina. Lekko pofalowane włosy, o ile dobrze pamiętam, to czarne. Noooo tak, czarne, takie mocno czarne, no wiesz, czarne jak, no wiesz, no czarne, no i ogólnie czarne, i-…
 - Rozumiem, rozumiem, były bardzo, ale to bardzo czarne. – uśmiechnęłam się mimowolnie - …dziękuję. Uratowałeś mnie.
 - Eee tam, nic takiego nie zrobiłem. To drobnostka. – przeciągnął się i ziewnął cicho – Może zostawię ciebie na trochę samą, abyś mogła się rozbudzić i dojść do siebie?
 - Dobry pomysł.
Położyłam się z powrotem, wpatrzona w sufit. Wsłuchana w ciężkie kroki i skrzypienie podłogi, przeplatane ziewnięciami mężczyzny, usnęłam.
***
 - Mam już dość. Zbrzydł mi ten pokój. – mruknęłam, opierając twarz na dłoniach – Chciałabym móc stąd uciec.
Młody mężczyzna zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie z uśmiechem. Mieszkał u nas już od dwóch dni. Po długiej rozmowie jego i mamy (nie wiem, o czym konkretnie była, musiała mieć miejsce podczas mojej drzemki), moja rodzicielka zgodziła się na to, by u nas został na jakiś czas. Trochę było z tym problemu- nasz ‘pokój dzienny’ połączony z kuchnią stanowił sypialnię mamy. Po długich naradach ze mną stwierdziła, że od teraz będziemy wspólnie dzieliły mój pokój. „W końcu nie zaraziłaś mnie niczym już od paru lat, więc nic takiego się nie stanie” mówiła. Biedna mama. Musiała się sporo nabiegać, od domu do domu, by móc ‘zdobyć’ chociażby koc dla naszego gościa.
Jak się okazało, już nieco mniej nieznajomy nam chłopak miał na imię Piotr. Nie mówił o sobie zbyt wiele, bardziej interesował się moją osobą- zdrowiem, otoczeniem, mamą. Czułam się trochę niezręcznie. Od wielu lat w naszym domu nie mieszkał mężczyzna. Ta nagła zmiana… Mama też zachowywała się trochę inaczej niż zwykle. Na pozór spokojniejsza, ale gdy tylko zaczynałam wypytywanie Piotra o to, skąd przybył, krzyczała na mnie i ganiła za bycie niegrzeczną. Cóż, nie wiedziałam, że pytanie o tak błahe sprawy nie jest zgodne z jej zasadami…
Powolnie zsunęłam nogi z łóżka i oparłam czubki palców na zimnej podłodze. Miałam dość leżenia  całymi dniami.  Mama wyszła do swojej znajomej, więc miałam idealną okazję na to, by móc pochodzić do domu. I wypytać naszego gościa o parę spraw…

~Victoria Blanc

2 komentarze:

  1. Bardzo dobry rozdział, sądzę, że z tygodnia na tydzień "Wiolonczela" staje się coraz lepsza, dojrzalsza, no i rzecz jasna cała sytuacja ukazana w tym opowiadaniu coraz bardziej nam się rozjaśnia. Nie ukrywam, że te trzy kropki na końcu również dodają takiej pikanterii. Super, czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutnie zgadzam się z powyższym komentarzem- czwarty rozdział "Wiolonczeli" dosłownie sprawił, że chciałabym już wiedzieć, co wydarzy się na końcu. Ogromne wrażenie zrobił na mnie ten dojrzały dobór słownictwa i wątek Samuela. To jest coś niesamowitego!

    OdpowiedzUsuń